Uszczęśliwianie innych jest marzeniem ludzi szczęśliwych. Phil Bosmans

niedziela, 14 października 2012

Smaki Dolnego Śląska - Lądek Zdrój


Zastanawiacie się co zrobić z wolnym weekendem? Gdzie pojechać, co zwiedzić? Dolny Śląsk to jeden z nielicznych zakątków Europy i Polski, który potrafi zaskoczyć czymś nowym, zauroczyć - sprawić, że będziecie chcieli wrócić.
Lądek Zdrój dawniej BAD LANDECK to miasteczko położone w Sudetach Wschodnich zaraz przy granicy z Czechami, ok. 2,0-2,5 h z Wrocławia. Jedno z najbardziej znanych i najstarszych uzdrowisk w Polsce. Rozwój zawdzięcza księżnej Mariannie Orańskiej (do tej postaci wrócimy przy okazji Międzygórza), która w połowie XIX w. wyszła z pomysłem połączenia tych terenów z Kamieńcem i Ziębicami. Znany jak znany, przez lata moich wędrówek po Ziemi Kłodzkiej skutecznie omijałem to uzdrowisko, sam nie wiedząc czemu. Okazja przyszła sama XVII Przegląd Filmów Górskich.
Trafiliśmy na sam początek targu staroci, który właśnie odbywał się na lądeckim ryneczku. Widać, że włodarze w ostatnich latach przyłożyli się do poprawy wizerunku okolicznych kamienic, część z nich została pieczołowicie odrestaurowana by swymi kolorowymi fasadami zachwycić nie jednego turystę. Nad wszystkim góruje ratusz ze strzelającą ku niebu więżą zegarową z XIX w., codziennie o godz. 12:00 można usłyszeć hejnał lądecki.
Ale, ale...koniec historii czas coś zjeść! Po długim spacerze z Rynku  znalazłem się w samym centrum Uzdrowiska. W bezpośrednim sąsiedztwie Parku Zdrojowego mamy do wyboru kilkanaście lokali, zajrzymy do kilku?
Kawiarnia Wiedeńska "Albrechtshalle"  kusi wyglądem by zatrzymać się na chwilę, chwilę, która pozwoli odpocząć, cieszyć się widokiem zielonych trawników i nabrać powietrza przed kolejnymi przygodami.  Duże okna, wysokie pomieszczenia i  położenie (wysoko na skarpie) dodaje temu miejscu niezwykłej magii. W ofercie możemy  znaleźć kawę, czekoladę, herbatę. Ciekawą i smaczną propozycją są ciasta własnego wyrobu, warto spróbować.  Czar miejsca może popsuć nieco drętwa i zawstydzona obsługa. Widać i czuć, że dziewczynom  brakuje ikry, serwowanie kawy czy podawanie ciast bez życia, ze smutkiem w oczach nie nie, nie kupuję tego! Brak znajomości pozycji z menu dosłownie sprowadza na ziemię. Mam nadzieję, że kelnerki opanują nie łatwą sztukę uwodzenia gości, doczytają menu, tak by przy następnej wizycie w tym lokalu każdy z nas mógł cieszyć się widokiem z tarasów,  smakiem serwowanych deserów bez zmartwień o rachunek, kawę czy inną cholerę, która się przydarzy.
Jesteśmy po deserze :) to co mały spacerek? Nic prostszego! Z "Albrechtshalle"  wychodzimy wprost na dywany zielonej trawy, kolorowych kwiatów, fontanny. Park Zdrojowy ( dziś:im. Jana Pawła II) założony w XVII w., do dziś zachwyca układem, drzewostanem i tryskającymi gorącymi wodami. W ostatnich latach dzięki zaangażowaniu Burmistrza i Rady Miejskiej nadano mu zupełnie nowy charakter,  odzyskał dawny blask i przestrzeń. Pozbyto się wysuszonych cisów, świerków i innego badziewia, które zasłaniały  widoki wokół.  Wymieniono nawierzchnię, zamontowano nowe lampy i ławki.  Muszę przyznać, że "lifting" wyszedł na dobre temu miejscu.
Perłą kurortu jest niewątpliwie Zdrój Wojciech , obiekt powstał w drugiej połowie XVII w., charakterystyczny i majestatyczny jakby  z kopułą Bazyliki Św. Piotra góruje nad wszystkim i wszystkimi. Pierwotnie w tym miejscu znajdowały się dwa źródła "Maria" i "Fryderyk" całość powstała dzięki niezwykłej postaci z przełomu XVII/XVIII w., Johann Sigismund Hoffmann  właściciel dóbr ziemskich nie tylko miał pieniądze ale i niezwykłą fantazję, dzięki której realizował śmiałe marzenia, pomysły i plany. Czy kąpiel w gorącym basenie przy dźwiękach orkiestry w roku 1688, 1689 etc.  wyda się Wam czymś dziwnym? Lekarze z Wiednia, Wrocławia rozpisywali się o pozytywnym działaniu kąpieli, publikacje  A. F. Kremera czy dra Karola Öhmbsa sprawiły, że Lądek Zdrój zaczęły nawiedzać pielgrzymki bogaczy chcących poprawić swoje zdrowie. Hoffmann wpadł na niezwykły pomysł zatrudnienia zespołu! "Muzycy grali pod kopułą zakładu Marii na balkonie pod basenem, uprzyjemniając czas kąpiącym się kuracjuszom i to były początki kapeli zdrojowej. Dzięki dobrej akustyce odnosili oni wrażenie, iż występuje cała orkiestra." ( źródło: http://ladekzdroj.w.interia.pl/historia1.html). Dziś obiekt pomimo niezwykłej stylistyki, wielu detali wewnątrz wzbudzających zachwyt, szlachetnych wykończeń, itd.  "prosi się" o generalny remont.
Mając czas i ochotę warto zapisać się na kąpiel mineralną. Polecam "Wojciecha", basen w tureckim stylu, ogromne marmury wokół okrągłego basenu pod kopułą neobarokowego zwieńczenia, błękitna woda o temperaturze 28 - 32 st. C. nie tylko relaksuje, leczy ale pozwala poczuć się jak w niebie. Widok z dołu jest fantastyczny! Warto pamiętać w poniedziałki basen nieczynny, wymiana wody, etc.. Miłego pluskania jeśli nie w "Wojciechu" to do wyboru mamy jeszcze kilka źródeł od "Jerzego" 38 - 39 st. C. czy "Zdzisława" 44 st. C., cała woda wypływa z głębin ziemi z szybkością 250 l/ 1 min. Dla zainteresowanych podaję link: http://www.ladek.pl/cms/php/strona.php3?cms=cms_ladzd&lad=a&id_dzi=1&id_dok=253&id_men=27&powrot=1&slowo_szuk=&gdzie_szuk=&id_men_szuk=0
Zgłodniałem trochę...może obiad?
Do wyboru mamy kilka lokali od Baru Lux po pizzerię. Czasu mało filmów dużo :) trzeba coś zobaczyć ale ale... jedzeniem zajmę się po czeskiej stronie - warto udać się 10 km za granicę. Nie tylko taniej ale i smaczniej :)
Pozdrawiam Ariel

piątek, 14 września 2012

Na Mazury, Mazury pociąg wiezie nas...


No dobra może nie pociągiem ale autem ponieważ szybciej i wygodniej, przy okazji zobaczyłem jak się jeździ po nowo otwartych trasach. Do standardów w Europie Zachodniej dużo jeszcze brakuje ale bez większych oporów można przejechać nasz kraj wzdłuż i wszerz. Taki już jestem, że ledwo posiedzę i już mnie nosi by jechać, zwiedzać, podróżować. Ponieważ pogoda dopisywała a mi zostało jeszcze parę groszy wybrałem się na krótki urlop wypoczynkowy.
Zwiedzanie zacząłem od Ełku, który przywitał mnie porannymi mgłami unoszącymi się wzdłuż rzeki Ełk i jezior. Elegancko wybrukowane chodniki, pięknie utrzymane trawniki i kwiaty z donicami zwisające z lamp świadczą, że włodarze w ostatnich latach przyłożyli się do poprawy infrastruktury i wyglądu miasta. Jest to najludniejsze miasto na Mazurach, które w ostatnich wiekach zmieniało mieszkańców jak w kalejdoskopie. Od Krzyżaków, Niemców, Polaków,  przechodziło z rąk do rąk by po zniszczeniach wojennych w 1945r. znaleźć się na dobre w granicach odradzającej się Polski. Zniszczone przez ostrzał wojsk radzieckich w 50% miasto pustoszało. Do lat 90 XX w. Ełk  wg. planów miał być ośrodkiem przemysłowo - przetwórczym. Wraz z nastaniem nowego systemu politycznego po 1989r. władze samorządowe wybrały rozwój w oparciu o ekologię i turystykę. Zmiany, które zaszły w Ełku w ciągu ostatnich 20 lat potwierdzają mieszkańcy, z którymi miałem przyjemność porozmawiać. Chwalą, że inwestycje w ścieżki rowerowe, oczyszczalnie ścieków, tereny zielone podnoszą komfort życia w mieście ale niestety nie przekładają się na znaczny wzrost ilości miejsc pracy. Wielu młodych wyjeżdża "za chlebem" do innych województw lub państw, z problemem wyludniającego się miasta przyjdzie zmierzyć się nam w ciągu najbliższych lat - mówi Pan Andrzej łowiący ryby przy głównej promenadzie miasta - mam już emeryturę, wędkę i wie Pan zostaję, właśnie mam branie :)
Otwieram oczy i usta ze zdumienia patrząc na wznoszący się balon. Ogromne połacie niebieskiego materiału rozpychają się pomiędzy mgłą a pierwszymi promieniami słońca. Festiwal Balonów w Ełku odbywa się najczęściej w pierwszych tygodniach lipca lub sierpnia. Ta impreza ściąga pilotów i rzesze turystów z różnych części świata. To niezwykła okazja dla każdego z Was by wsiąść do kosza dźwiganego za pomocą ciepłego powietrza i przelecieć się nad malowniczymi, i nieskażonymi przemysłem, chemią, terenami Mazur. Okazja do popstrykania zdjęć niezwykle kolorowym statkom powietrznym, dobra zabawa przy dźwiękach zespołów muzycznych to raj nie tylko dla żeglarzy ale wszystkich tych, którzy kochają przygodę. Wybierając się do Ełku warto zajrzeć na stronę Urzędu Miasta: http://www.elk.pl/ gdzie prezentowane są aktualne wydarzenia kulturalne.
Ełk, Ełkiem ale trzeba jechać dalej, zupełnie na wariata spojrzałem w wujka Google by znaleźć coś do spania. Dochodziła 6.15, po nocce spędzonej za kółkiem organizm zaczął upominać się o sen. Ruszyłem w kierunku Starych Juch zachęcająco brzmiała Agroturystyka Pod Bocianim Gniazdem. Nie wiedziałem czy będzie miejsce do spania czy nie. Co tam, kto nie ryzykuje ten nie ma...dojechałem, wysiadłem i... nawet gdyby nie było wolnego pokoju pomyślałem, że będę spać w namiocie, samochodzie na dachu. Byle tu zostać! Wspaniała przestrzeń i dywany zielonej trawy porastającej górki z pagórkami, tło czystego niebieskiego nieba, widok niczym obraz z mojego komputera tapeta systemu Windows, pomyślałem.  Krajobraz poruszył mnie do tego stopnia, że usiadłem, nie przeszkadzała mi rosa na trawie, chłód, który ogarnął na chwilę nogi. Oddychałem "opijając  się" świeżym powietrzem, jak kompotami ze spiżarni babci, które zawsze miały całkiem inny smak, zapach...hmmm czułem to i zasnąłem.
Zbudziło mnie szczekanie Arisa (mój pies) uganiającego się za bocianami chcącymi rozpocząć poranne śniadanie, wow już 8.30 trochę pospałem, zupełnie suchy i rozgrzany promieniami słońca wstałem udając się do właściciela gospodarstwa. Trawa, trawą ale potrzebowałem choć na chwilę łóżka. Przywitał mnie mężczyzna w siwych kręconych włosach z uśmiechem na twarzy - wypowiadając Andrzej Rejrat właściciel... znalazł się pokój, klucz do pokoju aż w końcu ja sam znalazłem się w tym pokoju i poszedłem spać.
Jak brzmi zawołanie podróżników po 72 godzinach marszu w deszczu czy słońcu? Wiecie? Heeheh "Nie spać! Zwiedzać!", zatem...? Zapraszam! Stare Juchy to wieś położona ok. 20 minut jazdy autem od Ełku. Zatrzymałem się pomiędzy Starymi Juchami a Ełkiem.  Do wyboru kilka gospodarstw agroturystycznych jednym z nich jest Pod Bocianim Gniazdem prowadzone przez rodzinę Państwa Rejrat. Jeśli masz czas, wyobraźnie i chcesz przeżyć przygodę to miejsce idealne dla Ciebie. Właściciel obiektu oprócz noclegów oferuje wycieczkę po okolicy terenowym mercedesem off road mazury jak sami mówią: "Zaczynamy zawsze na naszym domowym stawie, gdzie testujemy pasażerów przed dalszą trasą. Tu pierwsze przechyły i trawersy, a także trochę wody pod kołami. Jeśli wszyscy dali radę jedziemy dalej." Jeśli jednak znajdą się śmiałkowie, dla których jazda po mazurskich bezdrożach nie podnosi adrenaliny a nadal szukają czegoś naprawdę wzniosłego to znak, że bez lotu na paralotni nie ma po co wracać do domu. Spróbowałem! Wrażenia z jakimi przyszło się zmierzyć podnoszą ciśnienie! Wspaniały start, inny niż w samolotach pasażerskich, pozwolił poczuć na własnej skórze siłę władcy przestworzy - wiatru! Dzięki umiejętnościom Pana Andrzeja mogłem podziwiać okolicę niczym ptak, spojrzeć na krowy uciekające w popłochu przed rykiem naszego silnika, zobaczyć obszary nietknięte przez cywilizację. Cały lot był czymś niezwykłym ale samo zbliżanie się do lądowania, kiedy zmniejsza się obroty silnika pozwalają przeżyć coś w rodzaju "lotnego orgazmu" kiedy na raz czujesz, że lecisz , unosisz się i zbliżasz do ziemi. Czujesz ciężar wszystkich członków, powiew wiatru, świst w uszach, łzy w oczach, oślepiony przez ostre promienie zachodzącego słońca...lecisz!
Wszystkim tym, którzy cenią sobie spokój, kochają naturę, lubią dobrą zabawę i mają poczucie humoru polecam zaznaczyć to niezwykłe miejsce na swoich mapach - http://www.rejrat.eu/. Nie byłbym sobą gdybym nie wspomniał o prawdziwie domowej kuchni - bez zupełnej ściemy! Od ciepłej bułki, zupy czy kotleta   czuć było, że do przygotowania posiłków wykorzystuje się nie tylko dobrej jakości produkty ale i wkłada serce!  Polecam!


Siedziałbym dłużej Pod Bocianim Gniazdem ale obowiązki w pracy "wezwały" mnie do domu szybciej niż się spodziewałem, jak śpiewała Anna Jantar " nic nie może przecież wiecznie trwać" a tymczasem zapraszam do galerii Polska.




Więcej zdjęć na  http://www.arielovka.pl/?p=1044  Galeria - Polska zapraszam :) 

czwartek, 16 sierpnia 2012

Nie chcę ale muszę...


Jak głos z anielskiej trąbki dotarła do mnie wiadomość z Polski, że osoba zajmująca się moim czworonożnym przyjacielem jest poważnie chora i nie może sprawować dalszej opieki. Próbowałem znaleźć zastępstwo ale moje próby zakończyły się niepowodzeniem. W zaistniałej sytuacji nie miałem wyboru, podjąłem decyzję o powrocie do Polski. Nie zacząłem jeszcze na dobre mojej podróży a tu już powrót...bywa :( Największym problemem we wszystkim okazały się bilety lotnicze Peru - Europa, dzięki niezwykłej pomocy pracowników biura e-SKY mój powrót nie zamienił się w koszmar. Dzięki! :)
Czy byłem wściekły i rozgoryczony tak, czy chciałem zostać dłużej - tak! W takich sytuacjach nie ma sensu walka z samym sobą. Zrozumiałem, że muszę zaakceptować stan sprawy w takiej a nie innej formie. Walczyłem ze sobą ale po kilku godzinach rejsu statkiem zrozumiałem, że tak miało być, a do Peru zawsze przecież można wrócić. Przerywanie podróży, na którą w ostatnich miesiącach wydałem sporo $ większość uzna za małe szaleństwo ale zawsze, nawet w najgorszym położeniu szukam pozytywnych stron wydarzeń. Cieszyłem się, że zahaczę o polskie lato, nacieszę się niebem i zapachem ziemi. Spotkam dawno niewidzianych kolegów i przyjaciół.
Dziękuję wszystkim, którzy w ostatnich miesiącach wspierali mnie poprzez miłe wiadomości, komentarze, etc.. Dojrzewam, uczę się i zastanawiam nad formą jaką ma przybrać arielovka, ja i moje dalsze życie. Po tego typu wędrówkach wracam na zupełnie innym poziomie odbierania, patrzenia na świat. Nie chcę posługiwać się wyświechtanymi frazesami, że "podróże kształcą" ,na pewno dają kopa i pozwalają docenić to co pozostawiamy wyjeżdżając...dom, rodzinę, zwierzaka, kolegów, ulubione miejsca. Pozwalają zrozumieć, że bycie szczęśliwym zależy tylko od nas samych, uczą być żyć nie żałując tego co stracone...koniec

środa, 15 sierpnia 2012

Iquitos - Yurimaguas 600 kilometrów żyłami świata


Wszystko co piękne i dobre musi się kiedyś skończyć. W czasie mojego pobyty w Iquitos rozchorowałem się. Gdyby nie pomoc Armanda, Jego siostry i 90-letniej mamy moje męczarnie trwałyby dłużej niż tydzień. Uprzejmość i troska z jaką mnie otoczono przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Ludzie, którzy potrafią otworzyć się na osobę z innego świata, kraju, kulturę bez strachu i uprzedzeń a takich właśnie spotkałem, zasługują na pełen szacunek. Już sama propozycja noclegu w domu Armanda wydawała się niezwykle egzotyczna ale po tym jak poznałem siostry, mamę i innych członków rodziny zrozumiałem, że lepiej nie mogłem trafić.
Mój pobyt w Iquitos nieco się wydłużył z powodu gorączki, która chcąc nie chcąc prędzej czy później dopada każdego z nas. Leżąc w łóżku, pocąc się jak w saunie modliłem się w myślach o to bym nie miał malarii. Nie brałem żadnych leków przeciwko tej chorobie zakładając, że jeśli nawet postanowi uderzyć zrobię wszystko by ją pokonać. Przeceniłem nieco swoje siły. Po 24h od momentu kiedy pojawiły się pierwsze objawy "czegoś" trafiłem do szpitala...gorączka nie ustępowała. Po 2 godzinach okazało się, że to malaria a najzwyklejsza grypa. Zastrzyk i pod kołderkę. Cierpiałem nie z powodu gorączki czy drgawek, potów etc. ciało było chore ale dusza zdrowa, wyrywała się podnosząc cały czas na duchu moje schorowane ciało.
Gdy tylko poczułem się lepiej, zorganizowałem szybki powrót do normalnego świata, odwiedziłem linie LAN by zapytać o połączenie Iquitos - Tarapoto, cena ok. 450$ za drogo, następny lot za 4 dni - 120$ nie mogłem czekać...pomimo wcześniejszych wspomnień z podróży statkiem po Amazonce nie miałem innego wyboru jak po raz kolejny wsiąść na łajbę i płynąć.
Zaokrętowałem się  na niższym pokładzie pośród zwykłych mieszkańców tych krain, rozwiesiłem hamak...spojrzałem w niebo, statek rozpoczął wychodzić z "portu" wśród gwiżdżących członków załogi, machających rękami, światełkami ...spojrzałem na Iquitos ostatni raz i położyłem się spać. 600 km w górę rzeki do Yurimaguas za jedyne 130,00 złotych z wyżywieniem. Pośród szmerów, płaczu a zarazem ze zmęczenia oddałem się w ręce Morfeusza.
 Zapraszam do galerii na: www.arielovka.pl

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rabunek w Iquitos, pomoc i list


Tak jak Wam wspominałem z bezpieczeństwem na ulicach bywa różnie. Wybrałem się wieczorem na spotkanie ze znajomymi z rejsu. Szybkie negocjacje cenowe i już siedziałem w motocarro pędząc do centrum. Na jednym z zakrętów widziałem jak 3 młodych chłopaków otacza dziewczynę, 2 z tyłu jeden z przodu kuca i rwie torebkę…ucieka! Moja reakcja była natychmiastowa, nie zastanawiając się nad konsekwencjami wyskoczyłem z pędzącego motocarro i pobiegłem za złodziejami. Niestety miałem klapki, które uniemożliwiły szybki sprint, ponadto złoczyńcy zbiegli z głównego deptaka w ciemności w dół dawnego nurtu Amazonki. Całość podobno wyglądała filmowo…trochę, gdyby nie obojętność żołnierzy i policji „na oczach”, których działa się całość. Przerażona amerykańska turystka wpadła w moje ręce szlochając z przerażenia, była sama! Uważajcie i miejcie oczy dookoła głowy! Pomogłem, odprowadzając ją pod sam hotel, pocieszając i rozmawiając. Następnego dnia otrzymałem oto list, tak niewiele trzeba by zmienić coś na lepsze wokół siebie:

Hi Ariel,

This is the girl that was robbed tonight. I am in my hotel room and feeling better now.  It’s really lucky that I’m safe and was not taken more than that. Now I have some U.S tourists in this same hotel who would like me to join them if I need to go out at night.

It is sad that soldiers and policemen are so indifferent and unconcerned here, but I really appreciate everything you’ve done. dziękuję. :)

I just looked into your website. It’s so interesting. I enjoyed your pictures a lot!

Best wishes,

Sheng


Uważajcie na siebie! Patrzcie i krzyczcie tak by usłyszeli inni i nigdy nie chodźcie w pojedynkę! No chyba, że szybko biegacie :) Pozdrawiam

wtorek, 7 sierpnia 2012

Iquitos w sercu dżungli


I wreszcie po 4 dniach rejsu – ląd! Iquitos miasto w dżungli. Na słowo POLSKA otwierają się serca i drzwi do domów mieszkańców tego miasta! Poznałem na statku Armanada, 50 letni gość, artysta, dobry duch jak anioł, tryskający niesamowitą energią pozytywnego myślenia. Po tym jak dowiedział się, że jestem z Polski zaczął mi opowiadać o Janie Pawle II i Lechu Wałęsie. Niezwykłe, jestem na drugim końcu świata, mieście gdzie docierają tylko łodzie i samoloty, mieście gdzie nie prowadzą żadne drogi a tu coś takiego. Skorzystałem z Jego propozycji – zaproszenia do domu Jego mamy.
Wydostanie się ze statku może graniczyć z małym cudem na brzegu czekają setki osób, które w ciągu kilku godzin odkupią cały dobytek gromadzony przez ostatnie 4 dni rejsu. W całym tym zamieszaniu trzeba niezwykle uważać na złodziejów od których roi się w takich miejscach. Nie zdziwcie się patrząc na zdjęcia ale port dla statków to nie to samo co w Europie…elegancki podjazd, zapomnijcie! Statek dosłownie wbija się pomiędzy inne rozpychając je na boki, waląc dziobem o brzeg wbijając się tak by możliwe było zejście i wejście.
Łapiemy pierwsze lepsze motocarro najlepszy i najtańszy środek transportu dostępny w Peru. Ceny zachwycają, wszystko jest niezwykle tanie! Iquitos samo w sobie nie należy do miejsc szczególnie polecanych. Wybrałem się tu ponieważ chciałem przepłynąć Amazonkę od granicy z Brazylią i Kolumbią. Cel zrealizowany, jednak czy wart aż takiego poświecenia? Wiem, że tak!
Pierwszy dzień poświęcam na zwiedzanie Laguna Quistococha, Iquitos i Mercado Belen. W czasie podróżowania po tych miejscach warto być z kimś! W Iquitos pomimo wielu policjantów zdarzają się częste napady na turystów! Byłem świadkiem takiej akcji…ale o tym później.
Laguna Quistococha oddalona ok. 20 km od centrum Iquitos koszt dojazdu 8 soli motocarro. Wstęp: 3 sole. Polecam ponieważ w tym miejscu możemy z bliska zobaczyć zagrożone wyginięciem gatunki zwierząt żyjące w dżunglach dookoła Iquitos. Stale powiększa się wybiegi dla zwierząt, fakt, że co niektóre do tej pory mają niezwykle mało miejsca ale pozostaje mieć nadzieję, że w najbliższych latach zmieni się to.
W ciągu jednego dnia można zobaczyć prawie wszystkie atrakcje miasta i okolic. By poczuć   ducha Mercado Belen trzeba się tam znaleźć i wciągnąć zapachy ogromnego targu. Plac  założony przez Indian, którzy zaopatrują mieszkańców miasta w żywność, potrafi zszokować, wzbudzić kontrowersje a co niektórych zachwycić hmm.  Zwiedziłem, zobaczyłem i się przeraziłem! Niesamowity smród rozkładających się ryb unoszący w powietrzu powodował, że chodzenie po tym  miejscu nie należało do najprzyjemniejszych – może wybrzydzam, hhmm nie! Mnóstwo żywych żółwi, ryb i wiele innych zwierząt przetrzymywanych w tak ciężkich warunkach, że jakiekolwiek myśli o reinkarnacji odkładam na boczne tory. Ludzie jak zahipnotyzowani poruszali się w dwóch kierunkach od czasu do czasu zatrzymując się przy stoiskach gdzie głos rozkrzyczanej kobiety nawoływał do zakupów, do tego wszystkiego misjonarze nawołujący do nawrócenia. Szybko udałem się w kierunku rzeki by po chwilowej negocjacji cen zamienić nogi na łódź i opłynąć podobno największe slumsy Ameryki Południowej – Belen, pływające miasto. Belen to miasto wybudowane przez mieszkańców dżungli, którzy w poszukiwaniu lepszych warunków życia przywędrowali do Iquitos i stworzyli swoje osady. Podczas pory deszczowej stan wód w Amazonce podnosi się o 10m a całe miasto na specjalnych palach podnosi się wówczas do góry, podczas pory suchej takiej jak teraz całość osiada na palach…można przejść się suchą stopą po okolicy:) co też uczyniłem.
Łapię motocarro i pędzę do Bellavista by zobaczyć indian w Boca el Pueblo. Możemy targując się wynająć wolną łódź już za 25 – 35 soli. Ja miałem za 25 zaczęli od 50! Czas pływania 2-4 h. Przy dobrej znajomości języka hiszpańskiego i uprzejmości sternika, można liczyć na coś ekstra – wycieczkę w głąb miejsc, gdzie zapuszczają się tylko rdzenni mieszkańcy. Po dotarciu do „wioski indiańskiej” dla turystów poznaję przewodnika, który informuje mnie, że koszt wejścia to 2o soli! Wow! Jak drogo ale cóż – już wszedłem…po chwili padają kolejne propozycje, taniec z kobietami z obwisłym cycem 40 soli, zdjęcie 15 soli…wycwanili się indiańcy, pomyślałem. Postanowiłem usiąść i patrzeć? Indianin po 10 minutach zaproponował bym zrobił foto, hmm pomyślałem i odpowiedziałem: czuję wobec Was zbyt duży respekt, popatrzył na mnie, głęboko w oczy…czułem jak ten wzrok przeszywa całe moje ciało, czułem,  że zrozumiał mnie, widziałem  w Jego oczach cierpienie i ulgę. Po chwili, pojawili się inni turyści z USA, dzięki którym zobaczyłem za darmo taniec – pół nagich mężczyzn i kobiet. Współczułem im…czułem, że robią to bo muszą przeżyć w świecie do którego nigdy nie chcieli należeć ale przez pieniądz poniekąd są zmuszeni. Nie ma co ukrywać…dziś by Indianie z Boca mogli żyć muszą się hmm „sprzedawać”. Przez setki lat żyli w zgodzie z naturą, dziś nie do końca są poznane ich wszystkie zwyczaje. Zbliżenie się do nich nie należy do najprostszych spraw. Tereny łowieckie mocno ograniczone przez rząd i wycinkę lasów. Żyją w swoich rezerwatach oddalonych od Iquitos kilka godzin drogi szybką łodzią…i tu bo czemu by o tym nie napisać…siedziałem sobie patrząc i myśląc,…odezwał się do mnie Indianin mówiąc – jesteś inny, mój wuj jest właścicielem tej ziemi, zapraszam Cię do naszej wioski, będę czekać jutro po 17:00, zabierz jedzenie, wodę i najpotrzebniejsze rzeczy. Wow! Chciałem wrócić…powstrzymała mnie choroba, która zaatakowała i trzymała  w łóżku 4 dni!
Pozdrawiam i zapraszam do galerii, w której postaram się uporządkować zdjęcia – błąd z numerami :)
GALERIA NA WWW.ARIELOVKA.PL 

niedziela, 5 sierpnia 2012

Rejs po Amazonce do Iquitos


Rejs po Amazonce z orkiestra muzykow? Wszystko moze sie juz wydarzyc i  wydarzylo. O zyciu, plywaniu i jak sobie radzic by przezyc 4 dni na statku gdy dookola dzungla, dzungla i brak cywilizacji. 

piątek, 27 lipca 2012

Krolowa rzek do Iquitos


Milczenie to przyjaciel, który nigdy nie zdradza. Konfucjusz

I tak moi kochani, pasazerowie bedacy obywatelami zacnego miasta Leticia na prawo a reszta na lewo i… co?! Placic po 20$ za wstep jak do lunaparku albo zoo. I tu zrodzil sie problem bo nie mielem przy sobie zlamanego centa, no dobra mialem ale nikomu nie chcialem o tym mowic, 20$ za wstep no nie jestem wariatem by tyle placic, hmm poinformowalem obsluge portu, ze posiadam tylko karte kredytowa, popatrzyli na mnie pokiwali miedzy soba i skierowali mnie do…

wiecej pod linkiem: www.arielovka.pl 

sobota, 21 lipca 2012

Panama Canal


Po osiągnieciu pewnego poziomu sprawności technicznej nauka i sztuka upodabniają się do siebie pod względem postaci, estetyki i cech plastycznych. Najwybitniejsi uczeni są zarazem wielkimi artystami Albert Einstein
Widzialem jak czesc statkow ledwo miescila sie w sluzie Miraflores, doslownie centymetry… ups! Bylem wsrod tlumow patrzacych na tankowce jak wiezowce, podloczone za pomoca lin do lokomotyw, ktore powolutku przeciagaly olbrzymy na nastepna strone bramy. Cud techniki i pomyslowosci ludzkiej robi wrazenie i stanowi idealne miejsce do popstrykania zdjec. 

Panama Canal informacje i historia. Panama Canal jak dotrzec i dojechac? Wiecej info na nowej stronie >> 
Zapraszam ...>>>>    http://www.s420749911.domenaklienta.pl/wordpress/?p=788 ! <<<<

Dojazd do Panama Canal, Autobus Panama Canal, noclegi Panama City, Hostel Panama City, nolcegi Panama szukaj na www.arielovka.pl 

czwartek, 19 lipca 2012

Darién koniec swiata!


Dawniej żądałem od ludzi więcej niż mogą dać: ciągłej przyjaźni, nieustannego wzruszenia. Dziś umiem od nich żądać mniej, niż mogą dać: towarzystwa bez frazesów. I ich wzruszenie, ich przyjaźń, ich szlachetne gesty zachowują w moich oczach całą wartość cudu: są łaską. Albert Camus
W ostatniej chwili przed odjazdem wyskoczylem z Jeepa, dziewczyny sie rozplakaly, były wściekłe na mnie, ba nadal chyba sa, nie wiem, pamietam te przerazone twarze patrzace w moim kierunku…no co taki juz jestem! Taxi i kierunek na Terminal Albrook jedyne

środa, 18 lipca 2012

Manuel Antonio

Witam uruchomilem nowa stronę o moich podróżach, na której oprocz bloga mogłem dodać galerie by cieszyć zdjęciami nie tylko siebie ale i Was... Jak i co zapraszam:

WWW.ARIELOVKA.PL

Blog nadal bedzie istnieć jako odnośnik do tematów www.arielovka.pl

Pozdrawiam
Ariel

niedziela, 1 lipca 2012

Montezuma-prawdziwa twarz natury

2 miesiące jak to wszystko szybko minęło, pamietam jeszcze przygody z wylotem z Frankfurtu a tu uno dos tres i mam dyplom zaliczenia poziomu A2 uscisk dyrektora szkoły i wszystkich profesorów:) hmm koniec szkoły...hurrraaa! W drogę
Zanim ruszę na dobre muszę jeszcze zaczekać ale by nie tracić czasu w San Jose postanowiłem wykorzystać kilka dni na rekonesans północno zachodniego wybrzeża Kostaryki. Pierwszy rentgen robię w Montezumie. Autobusem z San Jose można tu dotrzeć już za 17$ w ramach przejazdu mam rejs promem. Najlepiej nie dzielić podróży i zdecydować sie na bezpośredni autobus San Jose-Puntarenas-Cabuya-Montezuma. Całość ok.7-8h drogi. Hmmm na stronach internetowych podali, ze bus odjeżdża z Coca Cola(jeden z dworców w San Jose). Tak zaplanowałem czas by być 30-20 minut przed. Z uśmiechem na ustach prosze o bilet w Coca Cola i...to nie ten dworzec! Szybki wywiad wsród kierowców co gdzie i jak tylko po to by sie dowiedzieć, ze autobus odjeżdża z dworca San Carlo(500-700m) dalej...wlaczylem motorek i kurka wodna biegiem do San Carlos, było za 5 jak dotarłem ufff zdążyłem. Często sie zdarza, ze informacje w internecie na stronach przewoźników są mylne, zazwyczaj zgadzają sie tylko godz.odjazdow. Do Montezumy są 2 autobusy codziennie o 6am i 2pm. Pamiętajcie, ze najlepiej we wszystkim jak zawsze orientują sie taksówkarze nie bójcie sie pytać o drogę itd. pomagają;)))

To jak już sobie wygodnie siedziałem w busie i próbowałem skupić sie na myśleniu o przyrodzie, podrozy itd. spokoju nie dawały mi 2 blondynki siedzące przedemną. Rozpraszaly niemiłosiernie ahhhhhh takie piekne dziewczyny mogą być tylko z Polski. Pewności 100% nie miałem...nasluchuje może sie jakoś miedzy sobą odezwą i jest!!! Słyszę: DZIĘKUJEMY...jak nie wypalilełem DZIEŃ DOBRY, WITAJCIE (z bananem na gebię) jesteście pierwszymi Polaki, które spotkałem. Na raz wszyscy zaczęliśmy sie śmiać z mojego przejezyczenia, witać i tak oto poznałem Kasie i Ige:)) mamę i córkę podróżujace po świecie...

Zupełnie inaczej od tej pory płynął czas
:) rozmawialismy sobie a tym rozmowom końca nie było az trzeba bylo sie przesiasc z autobusu na prom.

Rejs trwa 1g, początek niezly. Spektakl swietlno dźwiękowy rozgrywający sie na niebie zachęcil do tego by usiąść w wygodnym miejscu na górnym pokładzie i stac sie biernym obserwatorem jedengo z piekniejszych zjawisk jakie oferuje matka natura-burza! Ogromnie ciezkie, czarno szaro granatowe chmury nacieraly na nasz statek ze wszystkich stron. Rozdzierajacym blyskom nie bylo konca, pioruny jak palce boze uderzajace o stol co chwile walily a to w las, wysepke czy wode. Cala akcja rozgrywala sie bardzo daleko ale fakt, ze burza zbliza sie do naszej barki nie ulegal najmniejszej watpliwosci. Setki ptaków krążących nad zatoka niczym myśliwce F16 nurkowaly na chwile w wodzie by następnie ze zdobycza w dziobie wzbic sie do góry odlatujac w stronę ladu. Prawdziwi władcy podniebnych przestworzy długo nie zabawili, zepchnieci przez południowy wiatr albo rezygnowali albo pozwalali sie nieść potężnej sile prądu. Zabezpieczony tylko przed deszczem sporym dachem czułem każde zmiany kierunku prądów powietrza. Ile taki wietrzyk niesie niezwykłych zapachów od ladu, ryb, oceanu, bezpłatne menu ziemi-wdychaj ile sie da!

Po 3 syrenach statek gotowy do odplyniecia odbił i rozpoczął rejs. Dobrze, ze zaopatrzylem sie w coś do picia w San Jose bo ceny jak w Sheratonie. Próba ucieczki przed burza nie powiodła sie. Atakowani ostrym wiatrem niesiacym hektolitry wody zmieniliśmy strony pokładu a to na lewa burtę a to na prawa burtę, Panstwo tu zostają dobrze o...deszczyk zalał plecak wyschnie. Tak mijaly minuty a towarzyszące widoki przyrody odbieraly mowę, próbowałem złapać pioruna...wyszło jak wyszło ale foto z IPhone:))

Montezuma miejsce jak wiele na całej Kostaryce popsute już przez amerykańskich turystów nie myślcie, ze sie czepiam ale cenami przebili San Jose. Noclegi i tu ukłon w stronę właścicieli niezwykle tanio. Wybór padł na Lucy Hotel 5000 C za nocleg, czysto, miło i 3 m do Pacyfiku.

Korzystając z tak bliskiego kontaktu słucham ile moge niekonczacej sie opowieści oceanu o historii, ktora rozgrywa sie na ziemi już setki lat-życiu. Patrzę na skały wystajace na brzegu, co chwile schladzane ogromnymi falami. Trwaja na miejscu poskromiajac silne uderzenia, chroniąc lad, drzewa i zabudowania.

Od 18:00 do 20:00 na łowy rusza najpotezniejsza armia wampirów jaka znam...wszelkiego rodzaju insekty, komary...oj długo będę pamiętać te uklucia jak i to, ze przypadłem im do gustu, aj jaj karamba! Uciekam!

WKRÓTCE JUZ NOWY BLOG!!!

WWW.ARIELOVKA.COM
ARIELOVKA Simple Travel

- wysoka rozdzielczość zdjęć
- schudne posty skondesowane na jednej stronie, po kliknięciu rozwinięcie
- galeria, w której będziesz mógł zostawić swój ślad a jesli przypadnie Ci jakieś foto za nieduże pieniądze kupic
- wyszukiwarka miejsc
- strona powitalna

Idea prosta za jak najmniej jak najwiecej.

ZAPRASZAM

sobota, 23 czerwca 2012

Kiedy szliśmy przez Pacyfik...

...way hej...;)) Witajcie! Co nowego? Odliczam dni na Kostaryce. To ostatnie 2 tygodnie w szkole. Czas nie ma litości, dniem za dniem godzina za godzina wszystko idzie ku nowemu.

Chce już ruszyć jechać dalej ale szkoła szkołą i muszę wytrwać w tym co postanowiłem. Przyjechałem do San Jose nie znając żadnych słow po hiszpańsku...i powiem Wam, ze nuczenie sie nowego jezyka w 2 miesiące jest mozliwe! Już mówię po hiszpańsku!!! Popełniam błędy jak dzieciak w przedszkolu ale ile mam przy tym radości nie wspominając o moich rozmowcach. Hmm to cos o podrozy? Wcześniejsze wyjazdy organizowalem z ekipa ze szkoły,postanowiłem sie trochę usamodzielnic i ruszyć gdzieś bez grupy;) padło na Jaco!






niedziela, 10 czerwca 2012

SAN JOSE-Puerto Viejo moje info po Kostaryce




Moje gwiazdki to nowa opcja, ktora dodaje. Wiecej info w etykiecie GWIAZDKI.
Trasa na 3 dni. Oczywicie pobyt zawsze mozna predluzyc.

INFO PUERTO VIEJO:
Bankomat: dostepny
Wifi: dostepne w hostelach i restauracjach
Bilety i transport: mozliwy zakup biletow do Cahuita, Limon, San Jose
Sklepy: dostepne ale ceny dosyc drogie jak na taki kurort 

TRANSPORT:
Autobusy z San Jose odjezdzaja 3 x dziennie z AUTOTRANSPORTES CARIBENOS przy Calle Central Alfredo. Najlepiej dotrzec tutaj taksowka, ktore sa bardzo tanie. Do dyspozycji mamy rowniez autobusy miejskie, ktore odjezdzaja z San Jose w kierunku Santo Domingo z Av5 pomiedzy Lian Rafael Mora a Calle Central Alfredo. Bardziej oplaca sie dojsc ok. 5-10 minut na nogach. Cena $ biletu +/- = 5600 Colones

Bilet nalezy kupic na 1 dzien przed wyjazdem (najlepiej). Miejsca sa numerowane. Bagaz przed wejsciem na poklad autobusu odbiera kierowca, otrzymujemy bilecik. Bilet nalezy zachowac do kontroli! Czas podrozy: 4:30 h z przerwa 15 minutowa w Limon.

Po przybyciu do Puerto Viejo mozna kupic bilet powrotny jesli wiemy kiedy wracamy. Odjazdy autobusow w tym samym miejscu co przyjazdy.


GDZIE SPAC:
Rocking J´s ( www.rockingjs.com) $<6§ hamak  <11$ dormitorium. Ciekawe i inne miejsce z dostepem do wifi,  wypozyczalnia rowerow ($6). Jesli lubisz towarzystwo mlodych osob a spartianskie warunki nie przeszkadzaja Ci to idealnie by spedzic tu noc. Calosce ozdobionea interesujaca mozaika. Polecam!

Cabinas Jacaranda (www.cabinasjacaranda.net) $<35$ piekny ogrod, bardzo mila obsluga, czyste i cicho. Dla osob ceniacych komfort i spokoj.

Hotel Pura Vida (www.hotel-puravida.com) $<27 pokoje z lazienka. Hmm po prostu hotel

GDZIE JESC:
Do wyboru do koloru. Moja propozycja nie pozalujesz! Pescaderia y Mariqueria MOPRI w samym centrum Puerto Viejo na przeciwko Tex Mex. Restauracja prowadzona przez charyzmatycznego goscia z USA. Ogromne porcje, bardzo smaczne! Polecam sos czosnkowy! Rewelacja!

ZROB I ZOBACZ:
Rower i 20 km w kierunku Refugio Nacional Gandoca Manzanillo. Droga jest wyasfaltowana i bezpieczna, cien rzucany przez drzewa sprawia, ze wyprawa moze byc calkiem przyjemnym przezyciem. W Manzanillo odbijamy w lewo i droga po piasku dojezdzamy do Playa Manzanillo. Po prawej stronie na 100% bedzie siedziec starszy dziadek z maczeta i taczka pelna kokosow. Obok niego polecam zostawic rowery (swietnie mowi po ang.). RNG Manzanillo nie posiada wyznaczonych szlakow! Pamietajcie, ze wchodzimy do dzungli.

Targ rekodziela i produktow naturalnych w Puerto Viejo w kazda sobote od 8.00 - 12.00. To tutaj co tydzien mozemy zobaczyc, ze rejon Puerto Viejo zostal zdominowany przez obywateli USA. Polecam kawe i czekolade robiona na miejscu hmmmm niebo w gebie!

Salsa Brava znana na calym swiecie nic dodac nic ujac.

Dodatkowo mamy do wyboru mnostwo ofert biur podrozy proponujacych wycieczki w rozne zakatki. Przy wiekszej grupie mozna dostac rabat! Polecam biuro podrozy w hostelu Rocking J´s. Surfing, snorkeling, plywanie itd. Jest w czym wybierac ale nie polecam jesli podrozujecie dalej (np. w Samara pln. zachodnia czesc Kostaryki jest o 50% taniej i ladniej).

W poblizu Puerto Viejo znajduje sie CAHUITA i PARQUE NACIONAL CAHUITA polecam to miejsce w ostatnim dniu naszego pobytu w Puerto Viejo. Z rana autobusem z PV do CH dostaniemy sie w ciagu 20 minut $ +/- = 500 Coloness. Po dojechaniu do Cahuity odrazu udac sie do PN Cahuita. Uwaga: wejscie bezplatne, wymagany tylko wpis, przy wejsciu plaza z prysznicami i toalety, warto tu spedzic kilka godzin na spacerowaniu oznaczonym szlakiem by nastepnie wrocic i cieszyc sie plazowaniem. Gdybyscie chcieli dostac sie do Parku Cahuity od Puerto Viejo pieszo (istnieje taka mozliowsc) wstep do parku 10$. Po wizycie w parku i plazy nie oplaca sie wracac do Puerto Viejo. Bilet np. zakupiony z Puerto Viejo do San Jose obowiazuje rowniez na autobus jadacy do San Jose przez Cahuita. Uwaga: te same godziny odjazdow maja 2 autobusy! Jeden wyjezdza z Manzanillo i zatrzymuje sie w Cahuita, drugi bezposrednio wyjezdza z Puerto Viejo i nie zatrzymuje sie w Cahuita. Dlaczego o tym pisze? Czesc grupy, z ktora bylem wrocila do Puerto Viejo po rzecy, czesc np. ja i inni zostalismy by spedzic wiecej czasu na plazy. Dopiero w San Jose dowiedzielialem sie o tym, ze byly 2 autobusy.  W Cahuita jesli juz bedziecie chcieli cos zjesc to nie polecam: RESTAURANT LA FE niezwykle drogo, male porcje i nie smaczne jedzenie!

ZYCIE NOCNE:
Wiekszosc miejscowej ludnosci rozpoczyna dzien po godzinie 12.00. Sklepy spozywcze otwarte sa juz od godz. 7.00 - 8.00. Restauracje startuja ok. 4.00 - 5.00 PM. Polecam TEX MEX super muzyka i atmosfera!


BEZPIECZENSTWO:
W kazdym przewodniku trabia o napadach, rabunakch itd. Najlepiej zostac w domu i nie wychodzic! Nic bardziej mylnego. Do wszystkiego trzeba podchodzic z dystansem i zdrowym rozsadkiem. Nie panikowac i cieszyc sie podroza. Wiadomo, podrozowanie po zmroku nie nalezy do najbezpieczniejszych warto zawsze miec kompana. Wybierajc sie na wycieczke rowerowa czy dzungli jedzmy w grupie. Nie pozostawiajmy rzeczy osobistych na plazy bez opieki. Wokol najczesciej jest mnostwo rodzin (na Kostaryce bardzo popularna forma spedzania czasu wolnego z cala rodzina czyli mamy, dziadkowie, ciotki, kuzyni - zupelnie inaczej niz w Europie) nie przerazmy sie wiec jak zobaczycie grupe 15 - 20 osob na 100% jakas rodzinka. Wystarczy podejsc (jesli jestes sam i chcesz sie nacieszyc woda w Morzu Karaibskim) i zapytac czy mozesz zostawic swoj bagaz. Zrobilem tak! Nie tylko przypilnowali plecka kiedy szalalem w wodzie! Poczestowali sokiem, ciastem... niezykle sympatyczni ludzie:)  No i na koniec uwazajcie na akwizytorow proponujacych narkotyki - nie reagowac i nie kupowac w Puerto Viejo jest ich dosyc sporo.

PODSUMOWANIE:
Transport lacznie: 25 - 26$
Jedzenie 3 dni: 40 $
Noclegi lacznie: 22$
Aktywnosci: 8$

Suma 3 dni: ok. 96$

sobota, 9 czerwca 2012

Jak to wszystko sie zaczynalo...

 You cannot teach a man anything; you can only help him discover it in himself
 Galileo Galilei
 
 
To motto bedzie mi towarzyszylo przez nastepne miesiace podrozy po globie. Nie dla mnie siedzenie przed telewizorem, popijanie piwa czy kawy. Dusze sie siedzac w jednym miejscu. Energia by zrobic cos szalonego roznosi cialo, dusze i mysli. 
Czy urodzilem sie by podrozowac? Tego jeszcze nie wiem, ale rozpoczynajac te podroz chcialbym poznac samego siebie. W pierwsza wycieczke, ktora pamietam a mialem wtedy 4 - 5 lat zostalem zabrany przez tate do zamku Bolkow. W miare jak robilem sie coraz starszy jezdzilem czesciej i wiecej. I tak mijaly lata. 
Przelomem w podrozowaniu byl dla mnie chrzest bojowy jakiego doswiadczylem w 2004r. na wyciecze zoorganizowanej przez prof. Jana Bolechowskiego slynnego BOLKA. Nauczyciel z 35 letnim stazem, w 1993r. zebral grupe 50 uczniow z wroclawskich szkol by wyruszyc w kierunku Wenecji i Rzymu. 20 letnim Jelczem zwanym przez wiekszosc ogorkiem wyjechalismy - opowiadal w trakcie jednej z lekcji Bolek. Musicie pamietac, ze nikt z nas nie wiedzial jak ta podroz sie skonczy, rok 93 to zaledwie 3-4 lata od kiedy granice Polski zostaly otwarte. Poczatkowo planowalismy tylko Wenecje ale skoro dojechalismy az tak daleko to do Rzymu pozostal maly kawaleczek. Dlaczego by nie zobaczyc Rzymu? Pojechalismy! Pamietam kamere, ktora zajmowala miejsce 2 siedzen. Dzis sie smiejecie ale tak to wygladalo - kontynuowal Bolek. Ale to co wydarzylo sie w Rzymie przeroslo moje najsmielsze oczekiwania! Spotkalismy zakonnice, ktorej opowiedzielismy co robimy w Rzymie itd. W tamtych czasach pielgrzymki z Polski stanowily rzadkosc, okres odwiedzania Watykanu i Jana Pawla II dopiero sie rozpoczynal. I wiecie co...zaprosila nas do Domu Polskiego proszac bysmy zaczekali. Siostra Marta wrocila z informacja, ze Papiez Jan Pawle II przyjmie nas na audiencje! Ale jak? Kiedy? Jak to mozliwe - nie moglem wyobrazic sobie lepszego poczatku! Z kamera wazaca chyba 40 - 50 kg i grupa udalismy sie na audiencje - sami zobaczcie. Bolek wyciagnal czarna kasete VHS i po chwili zobaczylismy to o czym opowiadal! Tak to sie zaczelo i trwa nadal, w tym roku Chorwacja, zapraszam. 
Siedzialem i nie moglem uwierzyc, poczatek roku szkolengo 1 klasa liceum, jak ja wytrzymam do sierpnia? ....Wytrzymalem w miedzyczasie poznajac wspanielego CZLOWIEKA jakim okazal sie Bolek. W sierpniu 2004r. ruszylismy na 30 dniowa wycieczke objazdowa ADA - Adriatykiem do Albanii. 
Idea wyjazdow z Bolkiem jest prosta! Za jak najmniejszy koszt spedzic, zwiedzic ile sie da! Czas trwania od 23-30 dni. Koszty obowiazkowe ubezpieczenie, oplata za miejsce w autobusie + oplata za noclegi na kepmingach, z ktorych korzystamy niezwykle rzadko. Jedzenie i reszta na twojej glowie. Jezdzilem przez cale liceum! Ostatni raz ruszylem w trase dokola Hiszapnii, przez Wlochy. Na opisanie tych przygod jeszcze przyjdzie czas. 
Wrocilem po Bolku 2011 i nie moglem sie odnalezc, praca, firma, obowiazki domowe...strasznie zaczelo mnie to wszystko meczyc, nudzic... 
W marcu powiedzialem sobie:  koniec chce zmian i czegos nowego! Dlaczego by nie nauczyc sie hiszpanskiego?! W miedzyczasie probowalem roznych rzeczy ale ze slomianym zapalem - brakowalo mi dlugotrwalego celu, punktu, do ktorego moglbym sie jakos odniesc. Balem sie czy i ten pomysl nie okaze sie kolejna zachcianka... 
W maju ruszylem na KOSTARYKE by przez 2 miesiace skupic sie na nauce hiszpanskiego i sobie. W Polsce nie potrafilem. Tu nie mam wyboru, jestem "uwieziony" :)) Czas spedzony  tutaj poswiecam na przemyslenia, nauke i przygotowania do kolejnej wyprawy. Nie jest latwo byc 23 latkiem ale kazdy przechodzi przez ten okres...przejde i ja! Wierze, ze odkryje swoje "powolanie" kim chce byc, co robic, gdzie zyc? Pytania wydawaloby sie bardzo proste ale odpowiedzi niezwykle trudne. 
 
Zdjecie zrodlo: http://mediathecaire.wordpress.com/2010/07/02/programme-vacances-les-road-movies/
 
 
 

Po co i dlaczego gwiazdki?


 Co biore pod uwage przy mojej ocenie:

- transport i mozliowsc dotarcia
- cena, jakosc i obsluga w hotelu czy hostelu
- okolica, aktywnosc i natura, krajobrazy, itd.
- ceny i smaki w restuaracjach
- bezpieczenstwo 
- rozrywke 
- zabytki


 Gwiazdka dotyczy miejsc przez, ktore mozna przejechac ale nie nalezy sie zatrzymywac.  W wielu przewodnikach brakuje opisu miejsc, ktore warto zobaczyc. Za to zdarzaja sie propozycje gdzie po dotarciu otwieramy oczy ze zdumienia jak bardzo opis w przewodniku rozni sie od stanu pierwotnego.
 
Gwiazdki nic sczegolnego. Jesli masz czas i srodki mozesz sie zatrzymac.  W tek kategorii nie bede polecac noclegow.


 Gwiazdki dotycza miejsc, ktore polecam podroznikom w trasie z zapasem czasu. Miejsca z ta klasyfikacja nalezy traktowac jako cos dodatkowego czego np. nie planowalismy a przy okazji odpowiednich srodkow i czasu mozemy odwiedzic. 


 Gwiazdki dotycza miejsc, ktore wg. mnie powinnismy zaznaczyc na naszej mapie czerwonyym markerem! Miejsca z ta klasyfikacja oferuje dobre zaplecze turystyczne,   okolice, w ktorej na 100% nie bedziesz sie nudzic a ceny nie spowoduja, ze chcialbys wrocic do domu! 


 Gwiazdek! Rewelacja bez, ktorej nie wyjezdzaj dopoki nie zobaczysz. Wg, mnie najlepsze miejscowki gdzie musisz sie udac nawet jesli zboczysz z zaplanowanej trasy! Zaufasz i nie nie stracisz!

wtorek, 5 czerwca 2012

Volcan Arenal y La Fortuna

Dlugo sie nie zastanawialem kiedy kolega zaproponowal kolejna wycieczke. Problem w tym, ze On zakonczyl edukacje a ja wciaz mam jeszcze 4 tygodnie szkoly i intensywnej nauki hiszpanksiego ale... to tylko 2 dni poniedzialek i wtorek, swiat sie nie zawali, moj hiszpanski nie ucierpi, wrecz przeciwnie w terenie bede mial mozliwosc podszlifowania zdolnosci jezykowych. 

Baza wypadowa jak zwykle z San Jose, tym razem trzeba bylo sie poratowac taksowka. Dworce autobusowe sa porozrzucane po roznych czesciach stolicy Kostaryki i tylko dobry B-g wie kto sie w tym lepiej orientuje jak nie oni. Kierunke La Fortuna i Wulkan Arenal...

Podroz miala trwac 3,5 h trwala ok 5. Ale gdzie sie tu komu spieszy i po co? Piekna sloneczna niedziela. 

Przed godz 14 docieramy na miejsce i bez chwili zastanowienia udajemy sie by cos zjesc. Korzystajac z rady Lonely Planet udalismy sie do pobliskiej SODA VIQUEZ - WARTO! Tanie i bardzo smaczne jedzenie do tego niezwykle uprzejma i sympatyczna obsluga. Ale do tego jeszcze wroce...



 

Juz od samego poczatku szczescie jak zwykle dopisywalo... o tej porze roku niezwykle rzadko mozna zobaczyc cel naszej wyprawy: VOLCAN ARENAL. Przez wiekszosc dni otulony jest ¨kolderka¨ z chmur. Nam (zapomnialbym Nino i ja)   udalo sie juz po 15 minutach dokonac sesji fotograficznej tego ¨olbrzyma¨. Arenal robi wrazenie, majestatyczny ¨Pan i Wladca¨ dal o sobie znac w lipcu 1968r. kiedy z glebi jego krateru zaczely sie wydobywac ogromne ilosci dymu i pylu...by w zadziwiajaco szybkim czasie przejsc do ¨wypluwania¨ milionow ton lawy, skal i trujacych gazow. Zginelo ok. 80 osob. Od tamtych lat poczyniono sporo by zapobiec podobnym tragediom. Wg. inforamcji uzyskanych w Parque Nacional Volcan Arenal. Obecnie 24h na dobe prowadzowny jest staly monitoring wulkanu, dzieki odp. technice i nauce mozemy juz 3 dni przed wubuchem ostrzec ludzi - mowi jeden z przewodnikow. Jakby nie bylo matka natura daje o sobie od czasu do czasu znac z przerwami na zlapanie oddechu. (Foto u gory zrodlo: http://www.hotelcampoverde.com/es/volcan-arenal.html) i wtedy nie ma chwili na zastanowienie, bierze sie podreczne rzeczy, odpala auto i wyjezdza. 

Wulkan, wulkanem wrocimy do tematu. Pierwszy dzien, nocleg, spanie...od kolezanek ze szkoly otrzymalismy namiary na dobry hostel. Arenal Backpakers Resort. Hostel z ***** hmm robi wrazenie wizualne. Polozony na koncu La Fortuna (ok.5-7 minut od dworca), z basenem, niezwykle czystymi pokojami i lazienkami. Nie bede owijac po prostu  nie polecam! Cena za nocleg jeszcze ujdzie 15 $ ale juz brak kuchni nie! Maja wlasna ¨restauracje¨, w ktorej serwuja wykwintne posilki ale to nie dla nas. Nie wiedzielismy i zakupilismy jajka, makarony i inne artykuly hehehhe po powrocie ze sklepu ogromnie sie zdziwilismy, ze nie maja kuchni. Szkoda bylo czasu na dyskusje wodospad na nas czeka: CATARATA DE LA FORTUNA

Catarata de la Fortuna polozony 7km za La Fortuna. Jesli masz czas mozesz probowac zlapac autostopa na 100% sie uda. Jesli nie dysponujesz czasem tak jak my, poelcam zamowic taksowke. Koszt za przejazd ok 8$. Polecam to miejsce jako jedno z obowiazkowych. Koszt wejscia 10$. Najlepiej zaczac rano otwieraja od 8.00 - 30 - 45 minut poswiecic na robienie zdjec i dojscie juz na terenie parku...by nastepnie cieszyc sie cudowna kapiela w gorskiej swiezej wodzie. Niesamowicie oczyszcza umysl, dusze i cialo. 




Pobudka juz ok. 7.00, na sniadanie jajka, na ugotowanie ktorych czekalismy wczoraj ok. 2 godzin. Jakos ublagalismy obsluge hostelu ale nie nalezalo to do przyjemnosci. Na koniec posadzono nas o kradziez solniczki...by pozniej przeprosic bo jakis inny gosc zwrocil ja., zenada.
O 8.30 mial odjechac nasz autobus w kierunku PN Arenal Volcan...nie odjechal. Z powodu powodzi w okolicy Tilaran, runal most, ktory uniemozliwia normalna komunikacje. Ups! Opcja autostopu nas nie odstraszala wiec czemu by nie sprobowac. Zanim jednak ruszylismy podbiegla do nas mloda dziewczyna z niezwykle pieknymi zolto-pomaranczowymi oczami pytajac, czy jedziemy do PN Volcan Arenal? I tak poznalismy Zuze i Jakuba poludniowych sasiadow z Polski. Podrozuja juz od 8 miesiecy...takie spotkania bywaja niezwykle pouczajace. Mozna wypytac o interesujace sprawy, co, gdzie i za ile? Od nich tez sie dowiedzielismy, ze w tej samej miejscowosci mozna spedzic noc w super Hostelu GRINGO PETES placac za nocleg w pokoju private 6$, dormitorium 4$. Polecam te opcje! 
  
Czasu na zastanawianie nie bylo, po raz kolejny zdecydowalismy sie na opcje TAXI tym razem w 4 osoby. Dzieki czemu pokonanie odcinka z La Fortuna do parku (19km) zajelo nam moment a koszty poniesione przy tym wszystkim to ok. 4$ na glowe. Jak za wszystko w okolicy  kasuja sporo...kolejny park 10$. Co do odwiedzenia tego parku nie polecam przy zachmurzonym niebie. Chyba, ze ktos sie uprze na dotkniecie zastyglej lawy ale w okolicy sporo tego.  Lepsze widoki mamy za free z La Fortuna. Fauna i flora jak wszedzie. Sciezki owszem ladnie utzrymane ale raptem chodzenia mamy tylko na 2,5 godziny. Po wizycie doszedlem do wniosku, ze nie ma co przeplacac i kolejny platny park nie wchodzi w gre! Warto szukac innych opcji...


Bedac w okolicy La Fortuna nie zapominajmy, ze wokol jest mnostwo goracych zrodel hmm w koncu jestemy w poblizu ¨ogromnej grzalki¨ :)) nie sugerujmy sie cenami podawanymi w przewodnikach bo wlosy z przerazenia ile trzeba zaplacic za wizyte w okolicznych centrach spa... po prostu wypadna. Ceny za 4 h startuja od 55$ i 90$ a na 350$ koncza. Szalenstwo dla turystow z USA, UK i innych, ktorych po prostu nie zrozumiem. 

Opuscilismy park i na nogach udalismy sie w strone La Fortuna,...po ok. 2 km od Posterunku Policji ( od drofi szrutowej do Volcan Arenal), mamy most przed hotelem Arenal Paraiso, wystarczy zejsc wybetonowana droga w dol rzeki po lewej (charakterystyczny zolty szlaban) by cieszyc sie darmowym spa posrod najwspanialszej sceneri jaka moze zaproponowac matka natura! 3 godziny kapieli w  goracym strumieniu wody ok. 45 - 60 stopni, z ekstra chlodzeniem, po prawej stronie -  zimny doplyw malej rzeki. Tego sie nie da wycenic tego trzeba sprobowac. Frajda jaka ma sie z tego, ze inni placa za to samo co ja mam za darmo rowniez dodaje skrzydel. Czy moze byc cos bardziej milego niz po ciezkim dniu wskoczyc do goracej wody i pozwolic by oplywala kazda czesc naszego ciala, dokonala symbolicznego obmycia. Uzyskalem nowa energie i oddalem sie medytacji, cos zajefajnego!!!  Szukajcie a znajdziecie :) 


Nic nie moze wiecznie trwac, zblizala sie 5 i trzeba bylo powoli wracac. Zgrana ekipa probowalismy zlapac stopa ale nikt nie chcial zabrac 4 osob, pozostawala opcja taxi! Dlugo nie czekalismy :) Pozegnalismy sie z Jakubem i Zuza w Soda VIQUEZ przy napoju orzezwiajacym za jedyne 650 Coloness. 

Wrocilismy do hostelu...i by nie wydawac kasy trzeba bylo zrobic cos z makaronem, sosami, cebula i pomidorami. Opcja gotowania w naszym ¨cudownym miejscu¨ odpadala. Postanowilem sprobowac szczescia i poszukac na miescie miejsca gdzie moglbym ugotowac makaron. Powiedzialem sobie, ze jesli nie znajde kuchni w La Fortuna...pojde pod krater wulkanu i cholercia jasna tam ugotuje makaronik...albo sie razem ugotujemy. Dlugo nie musialem szukac. Poszedlem do Soda Viquez wytlumaczylem jaki mam problem i zapytalem czy opcja gotowania wchodzi w gre... nie musialem dlugo czekac na odp. --- TAK odpowiedziala usmiechnieta wlascicielka lokalu. Czekajac na makaron zamowilismy kolejne soki orzezwiajce za kazdym razem inne, wybor spory od bunababa po banany, pilipina i inne. 
Makaron powedrowal do wczesniej zakupionych kubkow + cebula, pomidor, sos i miks. Nic lepiej nie smakuje niz zyczliwie ugotowany makaron przyprawiony w Centralnym Parku La Fortuna, w tym dniu w wyjatkowy sposob skosztowalem smaku prawdziwej podrozy! Hasta luego!