Uszczęśliwianie innych jest marzeniem ludzi szczęśliwych. Phil Bosmans

wtorek, 19 stycznia 2016

Tam gdzie zakwitną porzeczki.

Życie pełne jest niespodzianek, wszystko polega tylko na tym by w miarę upływającego czasu brać i cieszyć się tym co funduje nam los.  Od kilku tygodni przeżywałem zimową depresję. Brak śniegu krótkie dni, szarość na ulicach, mało słońca, deszcz i błoto. Wszystko to  połączone z monotonią dnia codziennego sprawiały, że nie potrafiłem się zmobilizować do działania. Wymyśliłem, że pojadę do Kudowy Zdrój. Pociąg 3h za 27 złotych. Zadzwonił telefon:

- Cześć Ariel!
- Dzień dobry Panie Grzegorzu,
- Arielu podjechałbyś do Sobótki poznałbym cię z młodym człowiekiem od pszczół?
- Hmm będzie ciężko bo po 12 wyjeżdżam do Kudowy.
- Do Kudowy? A nie wziąłbyś 200 sadzonek porzeczki do Goworowa? 
- Hmm...mogę zabrać. 
-To zdzwońmy się po 14:00 

Grzegorza który prowadzi prywatny zakład stolarski w Sobótce poznałem kilka miesięcy wcześniej podczas jednego ze zleceń. Po kilku rozmowach zaproponował mi przyłączenie się do grupy ratującej pszczoły w Ziemi Kłodzkiej. Nie będę się teraz rozpisywał o wszystkich szczegółach do tematu pszczół będziemy wracać jeszcze nie raz. Ze wspólnych rozmów narodził się pomysł na Ambasadę Pszczół w Goworowie. Ambasady której celem będzie  ochrona stworzeń narażonych na wyginięcie z powodu działalności człowieka. 

Plany pokonania trasy pociągiem Wrocław - Kudowa Zdrój spaliły na panewce, wprawdzie gdybym miał pomocników do noszenia porzeczki wybrałbym pociąg. Od niedawna mam dość kierowania samochodem. Mobilność ma swoje wady i zalety. Wadą jest zmęczenie, które towarzyszy przy dłuższej jeździe, zaletą możliwość dotarcia do wielu miejsc gdzie kolej i komunikacja autobusowa już nie kursują. Takich białych plam na Dolnym Śląsku  jest coraz więcej. Przekonałem się o tym po 2 dniach w okolicach Bystrzycy Kłodzkiej skąd zabrałem 60 letnią babulkę łapiącą autostop. Głowę miała owiniętą szalami jak Beduini przemierzający obszary pustynne, oni chroniąc się przed słońcem i utratą wody, ona przed wiatrem który uderzając w jej czarny płaszcz do kostek powodował, że zawijał się aż do kolan. Nie zabrać człowieka w taką pogodę ( 0-3 stopnie) to grzech. Otworzyłem okno:

-Pani do Bystrzycy?
-Tak!  odpowiedziała uśmiechając się po czym wsiadła i podziękowała. Po policzku spłynęła jej łza. Dziękuję Panu, ja już tak 50 minut macham i macham,  nikt się nie zatrzymał a autobus nie przyjechał.

Takie spotkania przypominają o tym, że ogromna część mieszkańców Ziemi Kłodzkiej nadal jest uzależniona od PKP, PKS i prywatnych przewoźników. Często zdarzają się opóźnienia lub brak transportu.  

Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, książki, jedzenie, ręcznik, karmę dla mojego towarzysza podróży (Arisa). Opuszczałem Wrocław z pierwszymi promieniami zachodzącego słońca. Dobry znak! Udało się smyknąć z korkującego Wrocławia! Na wjeździe do Wrocławia od Bielan sznur aut stojących w korku ciągnącym się aż od zjazdu z A4 do centrum.  Tysiące mieszkańców okolicznych miejscowości ściąga do Wrocławia na przedświąteczne zakupy. Centra handlowe już dawno zastąpiły kościoły z rzeszą nowych wyznawców odwiedzającymi świątynie zostawiając przy okazji całkiem spore sumki. Wg. informacji sprzed kilku dni, która pojawiła się w prasie: W weekend pomiędzy 10 a 13 grudnia galerie handlowe we Wrocławiu odwiedziło ponad 390 000 osób a obrót przewyższył  60 milionów złotych! Wyprawy zakupowe do Wrocławia, z pewnością zrujnowały już nie jedną rodzinę prowadzącą małe sklepiki w promieniu 60 km od „city”. Ale czy my się nad tym zastanawiamy? Z drugiej strony często  wybieramy to co na pozór wydaje się tańsze. Centra handlowe prześcigają się w pomysłach jak ściągnąć nas do siebie. Przykład?  Centrum Bielany Wrocławskie postawiło darmową karuzelę (sic!). Staram się omijać duże powierzchnie handlowe a to co mogę kupuję lokalnie.  Nic nie zastąpi rozmowy w warzywniaku z panią Irenką, uśmiechu pani Zosi w sklepie spożywczym i spotkanie sąsiada na rogu ulicy by pogadać co w okolicy. A czas z dzieckiem na karuzeli wolałbym spędzić na placu zabaw ale trzeba mieć jeszcze dziecko a póki co mam psa, który siedzi z tyłu wesoło przewracając oczami.    

Pierwszy przystanek Sobótka, pakowanie krzaków, uściski z Grzegorzem i jego żoną, życzenia wesołych świąt i fru. Kontury Ślęży widoczne w odbiciu  lusterek zniknęły pod pierzyną chmur wraz z czerwonymi światłami masztu RTV.  Górujący przekaźnik radiowo telewizyjny to dwuczęściowy 136 metrowy  maszt składający się z rozebranej konstrukcji z okolic Trzebnicy i górnej części wykonanej przez Poznańskie Stocznie Rzeczne, ustawione na przełomie 1957 i 1958 roku, na dobre wpisały się w krajobraz regionu i Sobótki.[1]  Środki na postawienie wieży zostały zdobyte z funduszów społecznych i zbiórek w zakładach pracy. PRL dziś tak mocno krytykowany potrafił zintegrować społeczeństwo w czynie społecznym dla dobra ogółu. Sygnał z przekaźników na całej Nizinie Śląskiej umożliwia odbiór programów telewizyjnych i radiowych. Pędziłem krajową 8 słuchając Radia Wrocław. Kierunek Goworów! Widoczność bardzo słaba, zadzwonił telefon…

- Cześć!
- Cześć! Jak się czujesz i gdzie jesteś? (miłym ciepłym kobiecym głosem).
- Daję radę, gdzieś za Bardem. 
- Bardo? To jedź ostrożnie. (zmieniła tonację a mnie przeszły ciarki)
- Staram się ale jest cholernie ciemno, ślisko i pada deszcz . 
- Minąłeś już krzyż? ( z głosem pełnym powagi).
-Ten w Bardzie? Na górze? Zaraz nad tunelem? Tak, tak minąłem.
- A znasz jego historię? 
- Krzyża czy tunelu?
- Krzyża i tunelu ( krótko, mrocznie)
- Nieee ( przeciągle)
- To słuchaj... 


[1] Źródło: S.Miszczak „Historia radiofonii i telewizji w Polsce”
     Źródło foto: http://store.isons.com/crandall-black-currant

poniedziałek, 1 września 2014

Powrót z pochyloną ... PODNIESIONĄ głową ...


Lubię otwierać książki by zobaczyć czym do mnie przemówią:


Siedem cech ma nieokrzesany i siedem mądry. Mądry nie przemawia przed tym, który przewyższa go mądrością lub wiekiem; nie przerywa słowom przyjaciela; nie spieszy się z odpowiedzią; pyta na temat, a odpowiada zgodnie z prawdą; mówi o pierwszych rzeczach najpierw i o ostatnich na końcu, a o tym, o czym nie słyszał, mówi: "Nie słyszałem". Odwrotnie postępuję nieokrzesany.

Uczmy się jak być mądrymi.

niedziela, 14 października 2012

Smaki Dolnego Śląska - Lądek Zdrój


Zastanawiacie się co zrobić z wolnym weekendem? Gdzie pojechać, co zwiedzić? Dolny Śląsk to jeden z nielicznych zakątków Europy i Polski, który potrafi zaskoczyć czymś nowym, zauroczyć - sprawić, że będziecie chcieli wrócić.
Lądek Zdrój dawniej BAD LANDECK to miasteczko położone w Sudetach Wschodnich zaraz przy granicy z Czechami, ok. 2,0-2,5 h z Wrocławia. Jedno z najbardziej znanych i najstarszych uzdrowisk w Polsce. Rozwój zawdzięcza księżnej Mariannie Orańskiej (do tej postaci wrócimy przy okazji Międzygórza), która w połowie XIX w. wyszła z pomysłem połączenia tych terenów z Kamieńcem i Ziębicami. Znany jak znany, przez lata moich wędrówek po Ziemi Kłodzkiej skutecznie omijałem to uzdrowisko, sam nie wiedząc czemu. Okazja przyszła sama XVII Przegląd Filmów Górskich.
Trafiliśmy na sam początek targu staroci, który właśnie odbywał się na lądeckim ryneczku. Widać, że włodarze w ostatnich latach przyłożyli się do poprawy wizerunku okolicznych kamienic, część z nich została pieczołowicie odrestaurowana by swymi kolorowymi fasadami zachwycić nie jednego turystę. Nad wszystkim góruje ratusz ze strzelającą ku niebu więżą zegarową z XIX w., codziennie o godz. 12:00 można usłyszeć hejnał lądecki.
Ale, ale...koniec historii czas coś zjeść! Po długim spacerze z Rynku  znalazłem się w samym centrum Uzdrowiska. W bezpośrednim sąsiedztwie Parku Zdrojowego mamy do wyboru kilkanaście lokali, zajrzymy do kilku?
Kawiarnia Wiedeńska "Albrechtshalle"  kusi wyglądem by zatrzymać się na chwilę, chwilę, która pozwoli odpocząć, cieszyć się widokiem zielonych trawników i nabrać powietrza przed kolejnymi przygodami.  Duże okna, wysokie pomieszczenia i  położenie (wysoko na skarpie) dodaje temu miejscu niezwykłej magii. W ofercie możemy  znaleźć kawę, czekoladę, herbatę. Ciekawą i smaczną propozycją są ciasta własnego wyrobu, warto spróbować.  Czar miejsca może popsuć nieco drętwa i zawstydzona obsługa. Widać i czuć, że dziewczynom  brakuje ikry, serwowanie kawy czy podawanie ciast bez życia, ze smutkiem w oczach nie nie, nie kupuję tego! Brak znajomości pozycji z menu dosłownie sprowadza na ziemię. Mam nadzieję, że kelnerki opanują nie łatwą sztukę uwodzenia gości, doczytają menu, tak by przy następnej wizycie w tym lokalu każdy z nas mógł cieszyć się widokiem z tarasów,  smakiem serwowanych deserów bez zmartwień o rachunek, kawę czy inną cholerę, która się przydarzy.
Jesteśmy po deserze :) to co mały spacerek? Nic prostszego! Z "Albrechtshalle"  wychodzimy wprost na dywany zielonej trawy, kolorowych kwiatów, fontanny. Park Zdrojowy ( dziś:im. Jana Pawła II) założony w XVII w., do dziś zachwyca układem, drzewostanem i tryskającymi gorącymi wodami. W ostatnich latach dzięki zaangażowaniu Burmistrza i Rady Miejskiej nadano mu zupełnie nowy charakter,  odzyskał dawny blask i przestrzeń. Pozbyto się wysuszonych cisów, świerków i innego badziewia, które zasłaniały  widoki wokół.  Wymieniono nawierzchnię, zamontowano nowe lampy i ławki.  Muszę przyznać, że "lifting" wyszedł na dobre temu miejscu.
Perłą kurortu jest niewątpliwie Zdrój Wojciech , obiekt powstał w drugiej połowie XVII w., charakterystyczny i majestatyczny jakby  z kopułą Bazyliki Św. Piotra góruje nad wszystkim i wszystkimi. Pierwotnie w tym miejscu znajdowały się dwa źródła "Maria" i "Fryderyk" całość powstała dzięki niezwykłej postaci z przełomu XVII/XVIII w., Johann Sigismund Hoffmann  właściciel dóbr ziemskich nie tylko miał pieniądze ale i niezwykłą fantazję, dzięki której realizował śmiałe marzenia, pomysły i plany. Czy kąpiel w gorącym basenie przy dźwiękach orkiestry w roku 1688, 1689 etc.  wyda się Wam czymś dziwnym? Lekarze z Wiednia, Wrocławia rozpisywali się o pozytywnym działaniu kąpieli, publikacje  A. F. Kremera czy dra Karola Öhmbsa sprawiły, że Lądek Zdrój zaczęły nawiedzać pielgrzymki bogaczy chcących poprawić swoje zdrowie. Hoffmann wpadł na niezwykły pomysł zatrudnienia zespołu! "Muzycy grali pod kopułą zakładu Marii na balkonie pod basenem, uprzyjemniając czas kąpiącym się kuracjuszom i to były początki kapeli zdrojowej. Dzięki dobrej akustyce odnosili oni wrażenie, iż występuje cała orkiestra." ( źródło: http://ladekzdroj.w.interia.pl/historia1.html). Dziś obiekt pomimo niezwykłej stylistyki, wielu detali wewnątrz wzbudzających zachwyt, szlachetnych wykończeń, itd.  "prosi się" o generalny remont.
Mając czas i ochotę warto zapisać się na kąpiel mineralną. Polecam "Wojciecha", basen w tureckim stylu, ogromne marmury wokół okrągłego basenu pod kopułą neobarokowego zwieńczenia, błękitna woda o temperaturze 28 - 32 st. C. nie tylko relaksuje, leczy ale pozwala poczuć się jak w niebie. Widok z dołu jest fantastyczny! Warto pamiętać w poniedziałki basen nieczynny, wymiana wody, etc.. Miłego pluskania jeśli nie w "Wojciechu" to do wyboru mamy jeszcze kilka źródeł od "Jerzego" 38 - 39 st. C. czy "Zdzisława" 44 st. C., cała woda wypływa z głębin ziemi z szybkością 250 l/ 1 min. Dla zainteresowanych podaję link: http://www.ladek.pl/cms/php/strona.php3?cms=cms_ladzd&lad=a&id_dzi=1&id_dok=253&id_men=27&powrot=1&slowo_szuk=&gdzie_szuk=&id_men_szuk=0
Zgłodniałem trochę...może obiad?
Do wyboru mamy kilka lokali od Baru Lux po pizzerię. Czasu mało filmów dużo :) trzeba coś zobaczyć ale ale... jedzeniem zajmę się po czeskiej stronie - warto udać się 10 km za granicę. Nie tylko taniej ale i smaczniej :)
Pozdrawiam Ariel

piątek, 14 września 2012

Na Mazury, Mazury pociąg wiezie nas...


No dobra może nie pociągiem ale autem ponieważ szybciej i wygodniej, przy okazji zobaczyłem jak się jeździ po nowo otwartych trasach. Do standardów w Europie Zachodniej dużo jeszcze brakuje ale bez większych oporów można przejechać nasz kraj wzdłuż i wszerz. Taki już jestem, że ledwo posiedzę i już mnie nosi by jechać, zwiedzać, podróżować. Ponieważ pogoda dopisywała a mi zostało jeszcze parę groszy wybrałem się na krótki urlop wypoczynkowy.
Zwiedzanie zacząłem od Ełku, który przywitał mnie porannymi mgłami unoszącymi się wzdłuż rzeki Ełk i jezior. Elegancko wybrukowane chodniki, pięknie utrzymane trawniki i kwiaty z donicami zwisające z lamp świadczą, że włodarze w ostatnich latach przyłożyli się do poprawy infrastruktury i wyglądu miasta. Jest to najludniejsze miasto na Mazurach, które w ostatnich wiekach zmieniało mieszkańców jak w kalejdoskopie. Od Krzyżaków, Niemców, Polaków,  przechodziło z rąk do rąk by po zniszczeniach wojennych w 1945r. znaleźć się na dobre w granicach odradzającej się Polski. Zniszczone przez ostrzał wojsk radzieckich w 50% miasto pustoszało. Do lat 90 XX w. Ełk  wg. planów miał być ośrodkiem przemysłowo - przetwórczym. Wraz z nastaniem nowego systemu politycznego po 1989r. władze samorządowe wybrały rozwój w oparciu o ekologię i turystykę. Zmiany, które zaszły w Ełku w ciągu ostatnich 20 lat potwierdzają mieszkańcy, z którymi miałem przyjemność porozmawiać. Chwalą, że inwestycje w ścieżki rowerowe, oczyszczalnie ścieków, tereny zielone podnoszą komfort życia w mieście ale niestety nie przekładają się na znaczny wzrost ilości miejsc pracy. Wielu młodych wyjeżdża "za chlebem" do innych województw lub państw, z problemem wyludniającego się miasta przyjdzie zmierzyć się nam w ciągu najbliższych lat - mówi Pan Andrzej łowiący ryby przy głównej promenadzie miasta - mam już emeryturę, wędkę i wie Pan zostaję, właśnie mam branie :)
Otwieram oczy i usta ze zdumienia patrząc na wznoszący się balon. Ogromne połacie niebieskiego materiału rozpychają się pomiędzy mgłą a pierwszymi promieniami słońca. Festiwal Balonów w Ełku odbywa się najczęściej w pierwszych tygodniach lipca lub sierpnia. Ta impreza ściąga pilotów i rzesze turystów z różnych części świata. To niezwykła okazja dla każdego z Was by wsiąść do kosza dźwiganego za pomocą ciepłego powietrza i przelecieć się nad malowniczymi, i nieskażonymi przemysłem, chemią, terenami Mazur. Okazja do popstrykania zdjęć niezwykle kolorowym statkom powietrznym, dobra zabawa przy dźwiękach zespołów muzycznych to raj nie tylko dla żeglarzy ale wszystkich tych, którzy kochają przygodę. Wybierając się do Ełku warto zajrzeć na stronę Urzędu Miasta: http://www.elk.pl/ gdzie prezentowane są aktualne wydarzenia kulturalne.
Ełk, Ełkiem ale trzeba jechać dalej, zupełnie na wariata spojrzałem w wujka Google by znaleźć coś do spania. Dochodziła 6.15, po nocce spędzonej za kółkiem organizm zaczął upominać się o sen. Ruszyłem w kierunku Starych Juch zachęcająco brzmiała Agroturystyka Pod Bocianim Gniazdem. Nie wiedziałem czy będzie miejsce do spania czy nie. Co tam, kto nie ryzykuje ten nie ma...dojechałem, wysiadłem i... nawet gdyby nie było wolnego pokoju pomyślałem, że będę spać w namiocie, samochodzie na dachu. Byle tu zostać! Wspaniała przestrzeń i dywany zielonej trawy porastającej górki z pagórkami, tło czystego niebieskiego nieba, widok niczym obraz z mojego komputera tapeta systemu Windows, pomyślałem.  Krajobraz poruszył mnie do tego stopnia, że usiadłem, nie przeszkadzała mi rosa na trawie, chłód, który ogarnął na chwilę nogi. Oddychałem "opijając  się" świeżym powietrzem, jak kompotami ze spiżarni babci, które zawsze miały całkiem inny smak, zapach...hmmm czułem to i zasnąłem.
Zbudziło mnie szczekanie Arisa (mój pies) uganiającego się za bocianami chcącymi rozpocząć poranne śniadanie, wow już 8.30 trochę pospałem, zupełnie suchy i rozgrzany promieniami słońca wstałem udając się do właściciela gospodarstwa. Trawa, trawą ale potrzebowałem choć na chwilę łóżka. Przywitał mnie mężczyzna w siwych kręconych włosach z uśmiechem na twarzy - wypowiadając Andrzej Rejrat właściciel... znalazł się pokój, klucz do pokoju aż w końcu ja sam znalazłem się w tym pokoju i poszedłem spać.
Jak brzmi zawołanie podróżników po 72 godzinach marszu w deszczu czy słońcu? Wiecie? Heeheh "Nie spać! Zwiedzać!", zatem...? Zapraszam! Stare Juchy to wieś położona ok. 20 minut jazdy autem od Ełku. Zatrzymałem się pomiędzy Starymi Juchami a Ełkiem.  Do wyboru kilka gospodarstw agroturystycznych jednym z nich jest Pod Bocianim Gniazdem prowadzone przez rodzinę Państwa Rejrat. Jeśli masz czas, wyobraźnie i chcesz przeżyć przygodę to miejsce idealne dla Ciebie. Właściciel obiektu oprócz noclegów oferuje wycieczkę po okolicy terenowym mercedesem off road mazury jak sami mówią: "Zaczynamy zawsze na naszym domowym stawie, gdzie testujemy pasażerów przed dalszą trasą. Tu pierwsze przechyły i trawersy, a także trochę wody pod kołami. Jeśli wszyscy dali radę jedziemy dalej." Jeśli jednak znajdą się śmiałkowie, dla których jazda po mazurskich bezdrożach nie podnosi adrenaliny a nadal szukają czegoś naprawdę wzniosłego to znak, że bez lotu na paralotni nie ma po co wracać do domu. Spróbowałem! Wrażenia z jakimi przyszło się zmierzyć podnoszą ciśnienie! Wspaniały start, inny niż w samolotach pasażerskich, pozwolił poczuć na własnej skórze siłę władcy przestworzy - wiatru! Dzięki umiejętnościom Pana Andrzeja mogłem podziwiać okolicę niczym ptak, spojrzeć na krowy uciekające w popłochu przed rykiem naszego silnika, zobaczyć obszary nietknięte przez cywilizację. Cały lot był czymś niezwykłym ale samo zbliżanie się do lądowania, kiedy zmniejsza się obroty silnika pozwalają przeżyć coś w rodzaju "lotnego orgazmu" kiedy na raz czujesz, że lecisz , unosisz się i zbliżasz do ziemi. Czujesz ciężar wszystkich członków, powiew wiatru, świst w uszach, łzy w oczach, oślepiony przez ostre promienie zachodzącego słońca...lecisz!
Wszystkim tym, którzy cenią sobie spokój, kochają naturę, lubią dobrą zabawę i mają poczucie humoru polecam zaznaczyć to niezwykłe miejsce na swoich mapach - http://www.rejrat.eu/. Nie byłbym sobą gdybym nie wspomniał o prawdziwie domowej kuchni - bez zupełnej ściemy! Od ciepłej bułki, zupy czy kotleta   czuć było, że do przygotowania posiłków wykorzystuje się nie tylko dobrej jakości produkty ale i wkłada serce!  Polecam!


Siedziałbym dłużej Pod Bocianim Gniazdem ale obowiązki w pracy "wezwały" mnie do domu szybciej niż się spodziewałem, jak śpiewała Anna Jantar " nic nie może przecież wiecznie trwać" a tymczasem zapraszam do galerii Polska.




Więcej zdjęć na  http://www.arielovka.pl/?p=1044  Galeria - Polska zapraszam :) 

czwartek, 16 sierpnia 2012

Nie chcę ale muszę...


Jak głos z anielskiej trąbki dotarła do mnie wiadomość z Polski, że osoba zajmująca się moim czworonożnym przyjacielem jest poważnie chora i nie może sprawować dalszej opieki. Próbowałem znaleźć zastępstwo ale moje próby zakończyły się niepowodzeniem. W zaistniałej sytuacji nie miałem wyboru, podjąłem decyzję o powrocie do Polski. Nie zacząłem jeszcze na dobre mojej podróży a tu już powrót...bywa :( Największym problemem we wszystkim okazały się bilety lotnicze Peru - Europa, dzięki niezwykłej pomocy pracowników biura e-SKY mój powrót nie zamienił się w koszmar. Dzięki! :)
Czy byłem wściekły i rozgoryczony tak, czy chciałem zostać dłużej - tak! W takich sytuacjach nie ma sensu walka z samym sobą. Zrozumiałem, że muszę zaakceptować stan sprawy w takiej a nie innej formie. Walczyłem ze sobą ale po kilku godzinach rejsu statkiem zrozumiałem, że tak miało być, a do Peru zawsze przecież można wrócić. Przerywanie podróży, na którą w ostatnich miesiącach wydałem sporo $ większość uzna za małe szaleństwo ale zawsze, nawet w najgorszym położeniu szukam pozytywnych stron wydarzeń. Cieszyłem się, że zahaczę o polskie lato, nacieszę się niebem i zapachem ziemi. Spotkam dawno niewidzianych kolegów i przyjaciół.
Dziękuję wszystkim, którzy w ostatnich miesiącach wspierali mnie poprzez miłe wiadomości, komentarze, etc.. Dojrzewam, uczę się i zastanawiam nad formą jaką ma przybrać arielovka, ja i moje dalsze życie. Po tego typu wędrówkach wracam na zupełnie innym poziomie odbierania, patrzenia na świat. Nie chcę posługiwać się wyświechtanymi frazesami, że "podróże kształcą" ,na pewno dają kopa i pozwalają docenić to co pozostawiamy wyjeżdżając...dom, rodzinę, zwierzaka, kolegów, ulubione miejsca. Pozwalają zrozumieć, że bycie szczęśliwym zależy tylko od nas samych, uczą być żyć nie żałując tego co stracone...koniec

środa, 15 sierpnia 2012

Iquitos - Yurimaguas 600 kilometrów żyłami świata


Wszystko co piękne i dobre musi się kiedyś skończyć. W czasie mojego pobyty w Iquitos rozchorowałem się. Gdyby nie pomoc Armanda, Jego siostry i 90-letniej mamy moje męczarnie trwałyby dłużej niż tydzień. Uprzejmość i troska z jaką mnie otoczono przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Ludzie, którzy potrafią otworzyć się na osobę z innego świata, kraju, kulturę bez strachu i uprzedzeń a takich właśnie spotkałem, zasługują na pełen szacunek. Już sama propozycja noclegu w domu Armanda wydawała się niezwykle egzotyczna ale po tym jak poznałem siostry, mamę i innych członków rodziny zrozumiałem, że lepiej nie mogłem trafić.
Mój pobyt w Iquitos nieco się wydłużył z powodu gorączki, która chcąc nie chcąc prędzej czy później dopada każdego z nas. Leżąc w łóżku, pocąc się jak w saunie modliłem się w myślach o to bym nie miał malarii. Nie brałem żadnych leków przeciwko tej chorobie zakładając, że jeśli nawet postanowi uderzyć zrobię wszystko by ją pokonać. Przeceniłem nieco swoje siły. Po 24h od momentu kiedy pojawiły się pierwsze objawy "czegoś" trafiłem do szpitala...gorączka nie ustępowała. Po 2 godzinach okazało się, że to malaria a najzwyklejsza grypa. Zastrzyk i pod kołderkę. Cierpiałem nie z powodu gorączki czy drgawek, potów etc. ciało było chore ale dusza zdrowa, wyrywała się podnosząc cały czas na duchu moje schorowane ciało.
Gdy tylko poczułem się lepiej, zorganizowałem szybki powrót do normalnego świata, odwiedziłem linie LAN by zapytać o połączenie Iquitos - Tarapoto, cena ok. 450$ za drogo, następny lot za 4 dni - 120$ nie mogłem czekać...pomimo wcześniejszych wspomnień z podróży statkiem po Amazonce nie miałem innego wyboru jak po raz kolejny wsiąść na łajbę i płynąć.
Zaokrętowałem się  na niższym pokładzie pośród zwykłych mieszkańców tych krain, rozwiesiłem hamak...spojrzałem w niebo, statek rozpoczął wychodzić z "portu" wśród gwiżdżących członków załogi, machających rękami, światełkami ...spojrzałem na Iquitos ostatni raz i położyłem się spać. 600 km w górę rzeki do Yurimaguas za jedyne 130,00 złotych z wyżywieniem. Pośród szmerów, płaczu a zarazem ze zmęczenia oddałem się w ręce Morfeusza.
 Zapraszam do galerii na: www.arielovka.pl