Uszczęśliwianie innych jest marzeniem ludzi szczęśliwych. Phil Bosmans

wtorek, 7 sierpnia 2012

Iquitos w sercu dżungli


I wreszcie po 4 dniach rejsu – ląd! Iquitos miasto w dżungli. Na słowo POLSKA otwierają się serca i drzwi do domów mieszkańców tego miasta! Poznałem na statku Armanada, 50 letni gość, artysta, dobry duch jak anioł, tryskający niesamowitą energią pozytywnego myślenia. Po tym jak dowiedział się, że jestem z Polski zaczął mi opowiadać o Janie Pawle II i Lechu Wałęsie. Niezwykłe, jestem na drugim końcu świata, mieście gdzie docierają tylko łodzie i samoloty, mieście gdzie nie prowadzą żadne drogi a tu coś takiego. Skorzystałem z Jego propozycji – zaproszenia do domu Jego mamy.
Wydostanie się ze statku może graniczyć z małym cudem na brzegu czekają setki osób, które w ciągu kilku godzin odkupią cały dobytek gromadzony przez ostatnie 4 dni rejsu. W całym tym zamieszaniu trzeba niezwykle uważać na złodziejów od których roi się w takich miejscach. Nie zdziwcie się patrząc na zdjęcia ale port dla statków to nie to samo co w Europie…elegancki podjazd, zapomnijcie! Statek dosłownie wbija się pomiędzy inne rozpychając je na boki, waląc dziobem o brzeg wbijając się tak by możliwe było zejście i wejście.
Łapiemy pierwsze lepsze motocarro najlepszy i najtańszy środek transportu dostępny w Peru. Ceny zachwycają, wszystko jest niezwykle tanie! Iquitos samo w sobie nie należy do miejsc szczególnie polecanych. Wybrałem się tu ponieważ chciałem przepłynąć Amazonkę od granicy z Brazylią i Kolumbią. Cel zrealizowany, jednak czy wart aż takiego poświecenia? Wiem, że tak!
Pierwszy dzień poświęcam na zwiedzanie Laguna Quistococha, Iquitos i Mercado Belen. W czasie podróżowania po tych miejscach warto być z kimś! W Iquitos pomimo wielu policjantów zdarzają się częste napady na turystów! Byłem świadkiem takiej akcji…ale o tym później.
Laguna Quistococha oddalona ok. 20 km od centrum Iquitos koszt dojazdu 8 soli motocarro. Wstęp: 3 sole. Polecam ponieważ w tym miejscu możemy z bliska zobaczyć zagrożone wyginięciem gatunki zwierząt żyjące w dżunglach dookoła Iquitos. Stale powiększa się wybiegi dla zwierząt, fakt, że co niektóre do tej pory mają niezwykle mało miejsca ale pozostaje mieć nadzieję, że w najbliższych latach zmieni się to.
W ciągu jednego dnia można zobaczyć prawie wszystkie atrakcje miasta i okolic. By poczuć   ducha Mercado Belen trzeba się tam znaleźć i wciągnąć zapachy ogromnego targu. Plac  założony przez Indian, którzy zaopatrują mieszkańców miasta w żywność, potrafi zszokować, wzbudzić kontrowersje a co niektórych zachwycić hmm.  Zwiedziłem, zobaczyłem i się przeraziłem! Niesamowity smród rozkładających się ryb unoszący w powietrzu powodował, że chodzenie po tym  miejscu nie należało do najprzyjemniejszych – może wybrzydzam, hhmm nie! Mnóstwo żywych żółwi, ryb i wiele innych zwierząt przetrzymywanych w tak ciężkich warunkach, że jakiekolwiek myśli o reinkarnacji odkładam na boczne tory. Ludzie jak zahipnotyzowani poruszali się w dwóch kierunkach od czasu do czasu zatrzymując się przy stoiskach gdzie głos rozkrzyczanej kobiety nawoływał do zakupów, do tego wszystkiego misjonarze nawołujący do nawrócenia. Szybko udałem się w kierunku rzeki by po chwilowej negocjacji cen zamienić nogi na łódź i opłynąć podobno największe slumsy Ameryki Południowej – Belen, pływające miasto. Belen to miasto wybudowane przez mieszkańców dżungli, którzy w poszukiwaniu lepszych warunków życia przywędrowali do Iquitos i stworzyli swoje osady. Podczas pory deszczowej stan wód w Amazonce podnosi się o 10m a całe miasto na specjalnych palach podnosi się wówczas do góry, podczas pory suchej takiej jak teraz całość osiada na palach…można przejść się suchą stopą po okolicy:) co też uczyniłem.
Łapię motocarro i pędzę do Bellavista by zobaczyć indian w Boca el Pueblo. Możemy targując się wynająć wolną łódź już za 25 – 35 soli. Ja miałem za 25 zaczęli od 50! Czas pływania 2-4 h. Przy dobrej znajomości języka hiszpańskiego i uprzejmości sternika, można liczyć na coś ekstra – wycieczkę w głąb miejsc, gdzie zapuszczają się tylko rdzenni mieszkańcy. Po dotarciu do „wioski indiańskiej” dla turystów poznaję przewodnika, który informuje mnie, że koszt wejścia to 2o soli! Wow! Jak drogo ale cóż – już wszedłem…po chwili padają kolejne propozycje, taniec z kobietami z obwisłym cycem 40 soli, zdjęcie 15 soli…wycwanili się indiańcy, pomyślałem. Postanowiłem usiąść i patrzeć? Indianin po 10 minutach zaproponował bym zrobił foto, hmm pomyślałem i odpowiedziałem: czuję wobec Was zbyt duży respekt, popatrzył na mnie, głęboko w oczy…czułem jak ten wzrok przeszywa całe moje ciało, czułem,  że zrozumiał mnie, widziałem  w Jego oczach cierpienie i ulgę. Po chwili, pojawili się inni turyści z USA, dzięki którym zobaczyłem za darmo taniec – pół nagich mężczyzn i kobiet. Współczułem im…czułem, że robią to bo muszą przeżyć w świecie do którego nigdy nie chcieli należeć ale przez pieniądz poniekąd są zmuszeni. Nie ma co ukrywać…dziś by Indianie z Boca mogli żyć muszą się hmm „sprzedawać”. Przez setki lat żyli w zgodzie z naturą, dziś nie do końca są poznane ich wszystkie zwyczaje. Zbliżenie się do nich nie należy do najprostszych spraw. Tereny łowieckie mocno ograniczone przez rząd i wycinkę lasów. Żyją w swoich rezerwatach oddalonych od Iquitos kilka godzin drogi szybką łodzią…i tu bo czemu by o tym nie napisać…siedziałem sobie patrząc i myśląc,…odezwał się do mnie Indianin mówiąc – jesteś inny, mój wuj jest właścicielem tej ziemi, zapraszam Cię do naszej wioski, będę czekać jutro po 17:00, zabierz jedzenie, wodę i najpotrzebniejsze rzeczy. Wow! Chciałem wrócić…powstrzymała mnie choroba, która zaatakowała i trzymała  w łóżku 4 dni!
Pozdrawiam i zapraszam do galerii, w której postaram się uporządkować zdjęcia – błąd z numerami :)
GALERIA NA WWW.ARIELOVKA.PL 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz