Wszystko co piękne i dobre musi się kiedyś skończyć. W czasie mojego pobyty w Iquitos rozchorowałem się. Gdyby nie pomoc Armanda, Jego siostry i 90-letniej mamy moje męczarnie trwałyby dłużej niż tydzień. Uprzejmość i troska z jaką mnie otoczono przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Ludzie, którzy potrafią otworzyć się na osobę z innego świata, kraju, kulturę bez strachu i uprzedzeń a takich właśnie spotkałem, zasługują na pełen szacunek. Już sama propozycja noclegu w domu Armanda wydawała się niezwykle egzotyczna ale po tym jak poznałem siostry, mamę i innych członków rodziny zrozumiałem, że lepiej nie mogłem trafić.
Mój pobyt w Iquitos nieco się wydłużył z powodu gorączki, która chcąc nie chcąc prędzej czy później dopada każdego z nas. Leżąc w łóżku, pocąc się jak w saunie modliłem się w myślach o to bym nie miał malarii. Nie brałem żadnych leków przeciwko tej chorobie zakładając, że jeśli nawet postanowi uderzyć zrobię wszystko by ją pokonać. Przeceniłem nieco swoje siły. Po 24h od momentu kiedy pojawiły się pierwsze objawy "czegoś" trafiłem do szpitala...gorączka nie ustępowała. Po 2 godzinach okazało się, że to malaria a najzwyklejsza grypa. Zastrzyk i pod kołderkę. Cierpiałem nie z powodu gorączki czy drgawek, potów etc. ciało było chore ale dusza zdrowa, wyrywała się podnosząc cały czas na duchu moje schorowane ciało.
Gdy tylko poczułem się lepiej, zorganizowałem szybki powrót do normalnego świata, odwiedziłem linie LAN by zapytać o połączenie Iquitos - Tarapoto, cena ok. 450$ za drogo, następny lot za 4 dni - 120$ nie mogłem czekać...pomimo wcześniejszych wspomnień z podróży statkiem po Amazonce nie miałem innego wyboru jak po raz kolejny wsiąść na łajbę i płynąć.
Zaokrętowałem się na niższym pokładzie pośród zwykłych mieszkańców tych krain, rozwiesiłem hamak...spojrzałem w niebo, statek rozpoczął wychodzić z "portu" wśród gwiżdżących członków załogi, machających rękami, światełkami ...spojrzałem na Iquitos ostatni raz i położyłem się spać. 600 km w górę rzeki do Yurimaguas za jedyne 130,00 złotych z wyżywieniem. Pośród szmerów, płaczu a zarazem ze zmęczenia oddałem się w ręce Morfeusza.
Zapraszam do galerii na: www.arielovka.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz