Uszczęśliwianie innych jest marzeniem ludzi szczęśliwych. Phil Bosmans

wtorek, 19 stycznia 2016

Tam gdzie zakwitną porzeczki.

Życie pełne jest niespodzianek, wszystko polega tylko na tym by w miarę upływającego czasu brać i cieszyć się tym co funduje nam los.  Od kilku tygodni przeżywałem zimową depresję. Brak śniegu krótkie dni, szarość na ulicach, mało słońca, deszcz i błoto. Wszystko to  połączone z monotonią dnia codziennego sprawiały, że nie potrafiłem się zmobilizować do działania. Wymyśliłem, że pojadę do Kudowy Zdrój. Pociąg 3h za 27 złotych. Zadzwonił telefon:

- Cześć Ariel!
- Dzień dobry Panie Grzegorzu,
- Arielu podjechałbyś do Sobótki poznałbym cię z młodym człowiekiem od pszczół?
- Hmm będzie ciężko bo po 12 wyjeżdżam do Kudowy.
- Do Kudowy? A nie wziąłbyś 200 sadzonek porzeczki do Goworowa? 
- Hmm...mogę zabrać. 
-To zdzwońmy się po 14:00 

Grzegorza który prowadzi prywatny zakład stolarski w Sobótce poznałem kilka miesięcy wcześniej podczas jednego ze zleceń. Po kilku rozmowach zaproponował mi przyłączenie się do grupy ratującej pszczoły w Ziemi Kłodzkiej. Nie będę się teraz rozpisywał o wszystkich szczegółach do tematu pszczół będziemy wracać jeszcze nie raz. Ze wspólnych rozmów narodził się pomysł na Ambasadę Pszczół w Goworowie. Ambasady której celem będzie  ochrona stworzeń narażonych na wyginięcie z powodu działalności człowieka. 

Plany pokonania trasy pociągiem Wrocław - Kudowa Zdrój spaliły na panewce, wprawdzie gdybym miał pomocników do noszenia porzeczki wybrałbym pociąg. Od niedawna mam dość kierowania samochodem. Mobilność ma swoje wady i zalety. Wadą jest zmęczenie, które towarzyszy przy dłuższej jeździe, zaletą możliwość dotarcia do wielu miejsc gdzie kolej i komunikacja autobusowa już nie kursują. Takich białych plam na Dolnym Śląsku  jest coraz więcej. Przekonałem się o tym po 2 dniach w okolicach Bystrzycy Kłodzkiej skąd zabrałem 60 letnią babulkę łapiącą autostop. Głowę miała owiniętą szalami jak Beduini przemierzający obszary pustynne, oni chroniąc się przed słońcem i utratą wody, ona przed wiatrem który uderzając w jej czarny płaszcz do kostek powodował, że zawijał się aż do kolan. Nie zabrać człowieka w taką pogodę ( 0-3 stopnie) to grzech. Otworzyłem okno:

-Pani do Bystrzycy?
-Tak!  odpowiedziała uśmiechając się po czym wsiadła i podziękowała. Po policzku spłynęła jej łza. Dziękuję Panu, ja już tak 50 minut macham i macham,  nikt się nie zatrzymał a autobus nie przyjechał.

Takie spotkania przypominają o tym, że ogromna część mieszkańców Ziemi Kłodzkiej nadal jest uzależniona od PKP, PKS i prywatnych przewoźników. Często zdarzają się opóźnienia lub brak transportu.  

Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, książki, jedzenie, ręcznik, karmę dla mojego towarzysza podróży (Arisa). Opuszczałem Wrocław z pierwszymi promieniami zachodzącego słońca. Dobry znak! Udało się smyknąć z korkującego Wrocławia! Na wjeździe do Wrocławia od Bielan sznur aut stojących w korku ciągnącym się aż od zjazdu z A4 do centrum.  Tysiące mieszkańców okolicznych miejscowości ściąga do Wrocławia na przedświąteczne zakupy. Centra handlowe już dawno zastąpiły kościoły z rzeszą nowych wyznawców odwiedzającymi świątynie zostawiając przy okazji całkiem spore sumki. Wg. informacji sprzed kilku dni, która pojawiła się w prasie: W weekend pomiędzy 10 a 13 grudnia galerie handlowe we Wrocławiu odwiedziło ponad 390 000 osób a obrót przewyższył  60 milionów złotych! Wyprawy zakupowe do Wrocławia, z pewnością zrujnowały już nie jedną rodzinę prowadzącą małe sklepiki w promieniu 60 km od „city”. Ale czy my się nad tym zastanawiamy? Z drugiej strony często  wybieramy to co na pozór wydaje się tańsze. Centra handlowe prześcigają się w pomysłach jak ściągnąć nas do siebie. Przykład?  Centrum Bielany Wrocławskie postawiło darmową karuzelę (sic!). Staram się omijać duże powierzchnie handlowe a to co mogę kupuję lokalnie.  Nic nie zastąpi rozmowy w warzywniaku z panią Irenką, uśmiechu pani Zosi w sklepie spożywczym i spotkanie sąsiada na rogu ulicy by pogadać co w okolicy. A czas z dzieckiem na karuzeli wolałbym spędzić na placu zabaw ale trzeba mieć jeszcze dziecko a póki co mam psa, który siedzi z tyłu wesoło przewracając oczami.    

Pierwszy przystanek Sobótka, pakowanie krzaków, uściski z Grzegorzem i jego żoną, życzenia wesołych świąt i fru. Kontury Ślęży widoczne w odbiciu  lusterek zniknęły pod pierzyną chmur wraz z czerwonymi światłami masztu RTV.  Górujący przekaźnik radiowo telewizyjny to dwuczęściowy 136 metrowy  maszt składający się z rozebranej konstrukcji z okolic Trzebnicy i górnej części wykonanej przez Poznańskie Stocznie Rzeczne, ustawione na przełomie 1957 i 1958 roku, na dobre wpisały się w krajobraz regionu i Sobótki.[1]  Środki na postawienie wieży zostały zdobyte z funduszów społecznych i zbiórek w zakładach pracy. PRL dziś tak mocno krytykowany potrafił zintegrować społeczeństwo w czynie społecznym dla dobra ogółu. Sygnał z przekaźników na całej Nizinie Śląskiej umożliwia odbiór programów telewizyjnych i radiowych. Pędziłem krajową 8 słuchając Radia Wrocław. Kierunek Goworów! Widoczność bardzo słaba, zadzwonił telefon…

- Cześć!
- Cześć! Jak się czujesz i gdzie jesteś? (miłym ciepłym kobiecym głosem).
- Daję radę, gdzieś za Bardem. 
- Bardo? To jedź ostrożnie. (zmieniła tonację a mnie przeszły ciarki)
- Staram się ale jest cholernie ciemno, ślisko i pada deszcz . 
- Minąłeś już krzyż? ( z głosem pełnym powagi).
-Ten w Bardzie? Na górze? Zaraz nad tunelem? Tak, tak minąłem.
- A znasz jego historię? 
- Krzyża czy tunelu?
- Krzyża i tunelu ( krótko, mrocznie)
- Nieee ( przeciągle)
- To słuchaj... 


[1] Źródło: S.Miszczak „Historia radiofonii i telewizji w Polsce”
     Źródło foto: http://store.isons.com/crandall-black-currant

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz